Czyli 50 lat temu odbyła sie premiera The Godfather po naszemu Ojciec chrzestny.
Do Polski film trafił 31 grudnia. Biorąc pod uwagę ówczesne realia dość szybko.
Niby film był od 18 lat, ale nikt się tym specjalnie nie przejmował. Byle bilet zdobyć
Trochę mnie zaskoczyło tylko, ze po sukcesie pierwszej czesci druga przeszła prawie niezauważona, a jak bylo z trzecią w Polsce to nie wiem, bo juz mnie wywiało w świat i oglądałam w Madrycie - a wtedy tam jak film w kinach premierowych utrzymywał sie na afiszu dłużej niż tydzień to musiała być jakaś łzawa historyjka z miejscową gwiazdą, najlepiej wylansowaną w czasach Franco.
Z ta druga czescia? Ja kinomanka, udało mi się to obejrzeć dopiero w dyskusyjnym klubie filmowym po 3 latach od oficjalnej premiery, w kinach pomimo to, że obsypany Oscarami jakoś przemknął jak meteor. Ale w drugiej polowie lat 70. dystrybucja dziwnymi ścieżkami chodzila.
Znakomite pierwsze dwie części i nieco słabsza część trzecia.Ale daj Boże innym cyklom takie “słabsze” ciągi dalsze.
Tu mamy wszystko co najlepsze.Świetny literacki pierwowzór,aktorstwo nieosiągalne nawet w zarysie dla obecnych “tuzów”,oscarowa muzyka Nino Roty…
Uchwycony fantastyczny nastrój co w tego typu filmach pojawilo sie w kinie na krótko bo po latach 40-50 i kinie noir,przyszła właśnie ta poetyka i…szybko zeszła z ekranu na rzecz krwawej dosłowności i braku wyobrazni…
Dosyć zbliżona jest historia westernu…
Znam przynajmniej kilka jesli nie kilkanaście lepszych niż książka.Na czele ze sztandarowymi"Nocny kowboj",J.Schlesingera i “Absolwent”,M.Nicholsa.
Maly wielki człowiek,powiedzmy,na tym samym poziomie…Ale juz Tańczący z wilkami to nokaut na rzecz filmu!
Podobnie jak serial,“Północ,Południe”
No i wspaniały"Il postino"[Listonosz],Michaela Radforda z ostatnią rolą Massimo Troisiego…Szkicowa ledwie powieść Antonio Skarmety,na ekranie zyskała tyle ze z trudem kończyłem tę książeczkę…
Oraz twórcy bez których świat byłby jednak inny.Coppola mógłby po Ojcu…juz nic nie robić a miejsce w historii miałby na wieki wieków.
A jednak powstał Czas apokalipsy,Rozmowa czy Cotton Club.I takie cudowne,małe,wielkie kino jak np. Peggy Sue wyszła za mąż
I niestety “wersja autorska” Ojca chrzestnego na potrzeby masowego amerykanskiego odbiorcy konsumenta popcornu przed TV w postaci nieco rozgotowanego makaronu z przeslodzonym sosem pomidorowym.
Lepsze bywa wrogiem dobrego? Niestety to tendencja ogolna. Wiem, ze dla Ciebie filmy typu Gwiezdne wojny to odlegle galaktyki, ale wlasnie w SF zarysowala sie ta tendencja robienia przemyslu z jakiegos pomyslu na film. Na szczescie te dobre niespecjalnie sie do tego nadaja, w przeciwienstwie do SF przeladowanych gadzetami, ktorych kopie zawalaja półki w sklepach z zabawkami i ubraniami karnawałowymi.