Tego dnia ukazal sie pierwszy album Elvisa Presleya.
Dzisiejszy lub wczorajszy sluchaczu! Jesli trzymasz w ręce album grupy Clash"London Calling",uświadom sobie ze nie byłoby tej okladki gdyby nie presleyowy wzorzec z 1956 roku. To jednak tylko ciekawostka.
Warto natomiast zdać sobie sprawe ze nie bylo w XX wieku płyty,o tak przełomowym znaczeniu.Tak dla kultury,tak dla muzyki jak i świata wokół nas w ogóle.
Tutaj w temacie Ray’a Charlesa,“I Got A Woman”
Nagrania zgromadzone na plycie pochodza jeszcze z niektorych sesji dla wytworni Sun,z 1954 i 55 roku.I z tamtych piosenek przebija wyraznie duch muzyki country.
I Never Let You Go…
W tych starszych piosenkach na gitarze gral w bodaj 3 kompozycjach,Chet Atkins,wielka gwiazda country,znana pozniejszym pokoleniom choćby z nagrań z Markiem Knopflerem.
To na debiutanckim albumie Elvisa pojawili sie po raz pierwszy perkusista D.J.Fontana i gitarzysta,Scotty Moore…Lawina ruszyła!
Tutaj w piosence Jesse Stone’a,“Money Honey”
Elvis wlasciwie z dnia na dzien,stal sie na blisko 5 lat i to z przerwą na wojsko,królem rock and rolla.W bardzo krotkim czasie zdefiniowal to zjawisko,“zaopatrzył” w kilka kluczowych zachowań scenicznych i…zostawil w tyle Johnny Casha i Carla Perkinsa,z ktorymi pierwotnie tworzyl swego rodzaju "fale"wykonawcow zwiazanych z country o jednoczesnie tanecznycm jak i buntowniczym wydzwieku.
Tutti Frutti,bardziej znane z szalonego wykonania innej gwiazdy rock and rolla Little Richarda…
Wielu muzykow,nie tylko wtedy ale i dzisiaj,podkreśla nawet podobnymi slowami ze przed Elvisem,nie bylo nic…Oczywiscie to duze uproszczenie bo blues i rhythm and blues,szczególnie z okresu powojennego,mialy sie wspaniale.Ale to byla czarna muzyka.A Ameryka chciala miec swojego"króla"ktory potrafilby tak jak czarni…
Elvis to fenomen.Jako zjawisko,jako postac przelomowa.Wszystko to jednak trwalo bardzo krótko a po wyjsciu z wojska w 1960 roku,otrzymaliśmy jeszcze znakomity,byc moze najlepszy w calej karierze album"Elvis Is Back",by potem przez ponad dekade sluchac jak “krol” rock and rolla bardziej przypomina Sinatre niz buntownika z gitarą…
“Fever”,obok Heartbreak Hotel i Blues Suede Shoes,chyba najbardziej znaczące nagranie tamtych lat w Jego dorobku…
Faktycznie,przed Elvisem nikt nie byl nawet w stanie nazwać rock and rolla.Z pozniejszych"definicji",najbardziej lubie:“Blues doczekal sie dziecka.Nazwali go rock and rollem!”
To ze świat oszalał,nie jest w najmniejszym stopniu przesadą.Masowa kultura,muzyka pop,a co za tym idzie,obyczaje…Wszystko to zmienilo sie niemal natychmiast.I co najwazniejsze,przeskoczylo ocean by znalezć sie w Europie.
A gdy Elvis byl w wojsku,powoli szykowali sie do prawdziwego startu troche niesforni chlopcy z Liverpoolu.Anglia miala juz Tommy Steele’a.Cliff Richard mial juz swoja pierwszą plyte ale…To The Beatles mieli stać sie czyms w ogóle wczesniej nieznanym w muzyce popularnej,po raz kolejny zmienic niemal wszystko tak w muzyce jak i w pop kulturze…Zespol szamotal sie pomiedzy Star Clubem w Hamburgu a nieco pozniej,Cavern w Liverpoolu i…czekal na swoją wielką szanse…Lata 60-te byly juz na wyciagniecie reki…