Jak ten czas leci?
Live Aid 1985.
A propos,właśnie przedwczoraj oglądałam Bohemian Rapsody…
Jak to często bywa w historii rockowych gigantów,mam uczucia bardzo ambiwalentne.Od wielkiego entuzjazmu i uwielbienia poprzez zniechęcenie i znudzenie i nawet niesmak…
Miedzy latami 1972 a 1978,byłem wielkim fanem zespolu,czekalem w napieciu na kazdy album,lansowalem na każdej imprezie bez wyjątku.
Niestety od zmiany image’u na plycie The Game i kawałków w rodzaju Another One Bites The Dust,Queen polecieli u mnie w rankingach przynajmniej poza top-30…Pare dni temu zmusilem sie do sluchania trafionej za pół darmo,plyty"The Miracle"i chyba postaram sie to sprzedać
Jedynym błyskiem w ostatnich latach kariery,byla dla mnie bardzo dobra plyta"Innuendo".Nawet zaskakująco dobra i pełna fajnych pomysłów.Co nie zmienia faktu iz Queen w latach 80-tych stal sie grupą stadionową a sam Mercury wyglądal jakby byl z Village People i śpiewal Y.M.C.A Podzielam w pelni zdanie Johna Wettona z King Crimson ze byłoby mi wstyd w tym wieku biegac w podkoszulku i machać pięścią w czarnej rękawiczce…
Do tego wszystkiego stacje radiowe które obrzydzily skutecznie niemal kazdy singlowy hit.I do dzisiaj nie moge sluchać ani Radio Ga Ga ani Kind Of Magic ani paru innych…Ale to juz nie byla wina zespołu.
Szkoda mi go jako artysty ale jako człowiek byl dla mnie kimś nie do polubienia.Odpychający swym wizerunkiem pretensjonalny kabotyn…
A jednocześnie TAKI głos!Facet w początkach wielkiej kariery był świetnym kompozytorem o wyjatkowym wyczuciu i takimż aranżerem…
Czasem przychodzi mi do głowy taka refleksja ze wielu spośród najwiekszych indywidualności uparcie i niestety skutecznie,kopie swój grób.Jakby przywaleni jakąś dekadencką siłą…I Mercury nie był inny.
Muzyka bez Quinn byłaby niczym.
Ja mam do nich sentyment.
Dr.Quinn raczej płyt nie nagrywała.No ale moze wiesz o czyms,o czym ja nie wiem
Nareszcie ktoś, kto za Queen nie przepada. Rzygać mi się za każdym razem chce, gdy słyszę jaki to ten Freddie był gość … Dziś w niemieckim radiu od rana o Mercurym.
Jakoś nie przypadł mi Freddie do gustu i nic na to nie poradzę, chociaż jego muzyka z pewnością mnie nie boli.
Jeśli te jego umiłowanie do ekscesów jest prawdą, to dla mnie jest bardziej bucem niż artystą.
Przepadalem jak wyzej npisalem,az do plyty The Game.
Potem starannie dobieralem słowa gdybym mial napisac co myśle…I celowo omijam ten pośmiertny kult bo na to juz słów brakuje.Fanem Queen nagle stawal sie kazdy.Gorzej niz z Presleyem
W niektórych klipach widac jak obrzydliwy potrafil byc ten gość.Choć oczywiscie błedem byloby udawanie ze niektore gwiazdy zachowywaly sie lepiej…
Tak,to prawda Krzyś. Imprezy u Freddiego były legenda już wtedy gdy istniały. Każdy chciał tam być…
Nie, gdybym wiedział że na takich imprezach ktoś się znęca dla zabawy nad zwierzętami, to uwierz, ja bym nie chciał być …
Ale ponoc koty lubil i mial ich spore stadko.
Ja mówię o “ichniejszym” świecie
O wszystkim poza tymi kurczakami wiem…O tych kurczakach to pierwsze “słyszę”.
Taaa, Hitler tez pieski lubił …
Idę teraz na piwo.
Autokorekta androida.
Z tym lubieniem psow u Hitlera to jak z jego wegetarianizmem w postaci wątróbki do ekosałaty
O odgryzaniu glow golebiom ( czy cos w tym stylu) to slyszalam, ale w wykonaniu Ozzy Osbourne. I na ile to prawda? rowniez Marilyn Manson byl wrabiany w “artystyczne” mordowanie drobiu, co jego fani przyjmuja z niedowierzaniem, bo ponoc prawdziwi sataniści (nie ci podrabiani) zycie braci mniejszych szanuja. Nie wiem, mnie przy tym nie bylo, a roznego rodzaju plotki i legendy miejskie maja twarde zycie.