Pamiec kibica działa od zawsze, bardzo wybiórczo.
Ja tego meczu z Argentyna nie zapomnę,chocby się waliło…Tym bardziej ze dzisiaj Japonia pokazała jak grać należy.
Przecież Japonia nie pokazała nic mistrzowskiego.Nic poza walka,checia gry,radoscia z gry.I oczywista, wiara w sukces.
Przeciez każdy,nawet niedzielny kibic wie iz Hiszpania jest pod każdym względem,lepsza ekipa.
To jednak w danym momencie,moze nic nie znaczyć! Nic jeśli jest walka i wiara w sukces.Japonczycy pokazali jaki powinien być sport i jak powinno się podchodzić do gry.
Natomiast co do Twojego przykładu…
Po pierwsze,ja nie uznaje “pojęcia” szczęścia.Szczescie może być wtedy gdy akurat wiatr tak zawieje lub słońce tak oślepi ze coś się z tego powodu stanie.
Reszta to umiejętności lub ich brak.
NIC,zadne szczęścia czy pechy, nie zmienia tego ze poprzeczka to strzał NIECELNY a bramka,chocby po jedynym strzale w meczu to właśnie to, o co w piłce chodzi.
Ile razy w historii narzekaliśmy na “piękne porażki”?Przecież to w ogóle nie ma sensu!
Przegrywaliśmy bo strzelaliśmy mniej lub gorzej od przeciwnika.Koniec,kropka.
I tak samo Niemcy wtedy z nami.
I w ogole…Jesli ktos ma az takie kłopoty ze strzeleniem nam bramki to biorąc pod uwagę jacy słabi jesteśmy,nie wystawia to przeciwnikom najlepszych opinii.
Mamy jeszcze trochę czasu, by cieszyć się z tak “wielkiego” sukcesu, jak wyjście z grupy. Do jutra dokładnie, a jeszcze dokładniej, do naszego spotkania z Francją
Teoretycznie jesteśmy bez szans, ale póki piłka w grze…
Nasi piłkarze też są ludźmi i może uda im się zrzucić na te minut 90+ pęta z nóg.
Dokładając swe trzy grosze do powyższych wypowiedzi, chciałbym zwrócić uwagę, że od dawna polscy piłkarze nie mają mentalności wojownika. I, głównie za to obwiniam coś, co ironicznie nazywam polską myślą szkoleniową.
Zawsze będę z uporem maniaka wracał do czasów Górskiego i Piechniczka. Pan Kazimierz tworząc drużynę Orłów bardzo starannie dobierał zawodników pod względem mentalnym. To samo robił w boksie Feliks Stamm.
Polscy piłkarze w tych zamierzchłych czasach, walczyli na murawie nawet w przegranych meczach. Jeszcze raz powtarzam, walczyli. Im kunktatorstwo, zachowawczość były obce. Nie pękali, nie mieli strachu w oczach, tylko złość. I to przekładało się na wyniki.
Przed epoką Górskiego też mieliśmy świetnych piłkarzy, ale sukcesów nie było ze względu na to samo, co jest dziś. I Górski wtedy złamał tę “tradycję”, do której powróciliśmy po odejściu Piechniczka i w PZPN nastała normalność, czyli polskie piekiełko. Benhacker przegrał z tym piekiełkiem. A z nim przegrał polski futbol. I jest przegrany do dziś, mimo, że wyszliśmy z grupy.
Pozostawiając na boku Lewandowskiego, zapytam, Czy mamy w szeregach kogoś takiego, jak Boniek, Smolarek, Lato czy Szarmach? Albo Buncol? Chodzi mi tu teraz nie o ich umiejętności, ale o sportowy charakter. Czy mamy takich obrońców, jak Gorgoń albo Janas, których napastnicy rywali omijali wielkim łukiem, aby tylko nie mieć z nimi kontaktu. Najwięksi kosiarze jugosławiańscy zamieniali się w owieczki przy naszej obronie. Nawet wirtuozi piłki latynoskiej starali się nie wchodzić w dryblingi z Deyną. I ten polski frontalny atak z precyzyjnymi podaniami Gadochy czy Kasperczaka. Orły, to były twardziele, a nie płaczki spanikowane już przed meczem.
Nie wiem, co musi się stać, aby nasi gracze odzyskali charakter, bo jego brak jest główną przyczyną tego, co teraz w kopanej mamy.
I tu proszę moderatora o kolor!
Mimo tego iż właśnie teoretycznie,mamy szanse!
Kiedyś był zupełnie inny układ sił.Niemcy,Anglia,Urugwaj,Brazylia i…Węgry.I ZSRR…Znamy przecież te historie na wylot a jednak jest to dla mnie wielka tajemnica,skąd brali sie tacy trenerzy jak Stamm,Henryk Łasak,K.Górski czy cała polska szkoła szermierki…Bo dzisiaj jedynie w lekkiej atletyce,można odnajdywać dawny geniusz.Reszta znajduje sie w całkowitej rozsypce,z kolarstwem i wszelkim narciarstwem na czele.
Wracając do piłkarskich indywidualności…Przeciez nawet piłkarze którzy nie trafiali do kadry,byli podziwiani i grywali w meczach okazyjnych a prestiżowych jak np. reprezentacja Europy.Zygmunt Anczok,Joachim Marx,Zygfryd Szołtysik…
Charakter kształtuje sie tam gdzie jest wola i chcenie.Obawiam sie ze w naszym przypadku wielką rolę odgrywało nie tylko umilowanie sportu ale i chęć wydostania sie z “objęć” komuny.I byc moze dzisiaj jest za dobrze.Za łatwo i za bogato…
Ale to i tak nie tłumaczy,dlaczego Polacy,jako jedyni chyba,wyglądają jakby grali za karę i to za ciężkie przestępstwo…
A przecież znacznie bogatsi od nas wciąż czerpią radość ze sportu i w wielu konkurencjach,właśnie teraz,oddalaja sie nam w takim tempie że nadrabianie tego będzie raczej niewykonalne.Już tak jest w boksie właśnie,w kolarstwie przede wszystkim i w sportach zimowych [z bardzo malymi wyjatkami].
@collins02 , @birbant te mentalnosc wojownika to sie wypracowuje od dziecinstwa.
Nie zamyka boisk, tworzy sie warunki dla sportu masowego - wygrasz czy nie to uczestniczysz …
I to niekoniecznie jako kibic. Jednym z pierwszych ruchów, kiedy znoszono covidowa izolacje w Hiszpanii bylo ustalenie, ze kazdy ma niezbywalne prawo do spaceru, pobiegania, pocwiczenia na sciezce zdrowia - podzielili to systemem wiek/godziny, zeby sie ludzie z radosci nie zadeptali i zadzialalo. Każdy pilnowal się sam.
Z duza przyjemnoscia obserwuje teraz w PL, ze pomimo to, iz warunki duzo gorsze pod wzgledem infrastruktury ludzie też chcą zachowac sprawnosc fizyczną, nawet ci mlodsi, ktorym smartfon powoli przyrasta do mozgu.
Twórcą polskiej szkoły szermierki jest Węgier Kaloscay.
Raczej Janos Kevey.
Geza Kalocsay był trenerem piłkarskim,min.Górnika Zabrze
O kużwa! Ależ popełniłem pomyłkę. Tak, masz rację. Tak to jest, gdy mając sklerozę pisze się automatycznie. Przepraszam i dziękuję za poprawienie.
Niestety, zdarza mi się to na forum nie pierwszy raz.
Można sie pomylić bo Węgrzy mięli wówczas kadrową,powojenną ofertę dla całej Europy…
Z tym że uważam że Kevey był raczej rakiem na bezrybiu bo w sumie Pawłowski,Zabłocki czy Parulski lub szpadzista Andrzejewski nieco potem,dali Polsce więcej.
Witold Woyda i floret w ogóle,wykluł sie duuużo pózniej…
Ale to oni czerpali nauki od Keveya. A od nich następni.
Ojcami kubańskiej potęgi pięściarskiej byli polscy trenerzy. Ci od Stamma.
Meksyk też kilka medali w boksie zdobył dzięki Polakom, czytaj, polskiej szkole boksu.
Tylko Zabłocki i Pawłowski.Keveya juz w latach 60-tych,nie było.
Nie wiem jakie lata masz na myśli i amatorski boks czy moze zawodowy ale nie przypominam sobie ani meksykanskich medalistow olimpijskich ani polskich trenerow w Meksyku…
Kevey to lata 50. I od tego czasu nastała polska szkoła szermiercza.
Odnośnie boksu, to kiedyś przy okazji w poruszonym temacie napiszę dłuższy tekst, jak to było. Do tego dodam polskich trenerów w podnoszeniu ciężarów.
Ok.
Pozwoliłem sobie zrobić to za Ciebie.
Jedynym medalistą i to złotym,w latach o ktorych wspominamy,byl Delgado w wadze muszej w 1968 roku.Wygrał z Arturem Olechem.
Ale Polak go nie trenował.
Podobnie bylo w przypadku przeciwnika Leszka Kosedowskiego ale to juz inne czasy.W Seulu byl taki bokser,Gonzales…Tez medalista i tez bez polskiego wkładu.
Spoko, powrócę do tematu.