Oto spotkanie.Weteran,Tony Bennett i ona…
Nie ukrywam,wzgardzilem kiedys doniesieniami o Niej.A potem…Bylo juz za pózno.I glupio mi sie zrobilo,gdy uslyszalem"Rehab".I potem całą plyte…
Amy…Nie chce sie zajmowac jej pokreconym życiem.Nie mam do tego ani daru,ani sily…Znowu jakas banda szakali bawila sie świetnie i spoglądała na upadek osoby dzieki ktorej w ogóle egzystowali…Wstręt
Ale na szczescie po artystach pozostają dzieła.
Tu wielkie slowa nie są na miejscu.Amy byla jak…Joe Cocker.Odtwarzała.Ale potrafila tchnać ducha w piekne i nieraz,zapomniane piosenki.Jej soul byl najczarniejszy z wszystkich białych,ostatnich lat.
Szukam,szukam i szukam tego co mogloby opisac,co tak na serio,az tak bardzo mnie do Niej przekonało.
I przyszedl mi do glowy duet marzeń.Dinah Washington i Amy.Taki duet,taka sesja…O! To byloby coś…
I moze jeszcze to ze Amy podchodzila do klasyki z wielkim szacunkiem.Pila i ćpała ze az sie kurzyło ale zachowała styl i klase dawnych interpretacji.
A mówią ze na betonie kwiaty nie rosną…