Wczoraj rano przypomniałem sobie intrygujący film Hala Ashby’ego"Harold i Maud".To jedna z tych obyczajowych komedii która nie zmusza do śmiechu,nie poraża głupotą a …odprowadza do innego,bardzo intymnego świata…Coś jak proza Whartona z niezapomnianej powieści"Spóznieni kochankowie"
Muzykę a właściwie piosenki,dostarczył Cat Stevens…Czy to mój ulubiony bard tamtych lat?Nie wiem…W końcu był jeszcze Donovan…Ale miejsce na pudle,z pewnością!
Kiedy w połowie lat 70 gruchneła wieść że Cat przeszedł na ciemną stronę i teraz nazywa sie Yousuf Islam,byłem załamany.Po dobrej płycie"Back To Earth",obiecywałem sobie kolejnych niezapomnianych dokonań bo Cat kompozytorem był genialnym…
A tu,masz…Nie będzie więcej muzyki…
W ostatnich latach wszystko się zmieniło.Cat koncertuje dalej-mój kolega był w Niemczech na jego koncercie i zaklinał się że"szło jak z płyty" tylko Cat ma krótkie włosy
Ostatnio coraz częściej wracam do jego albumów.To klasyka w pełnym tego słowa znaczeniu!
3 polubienia
Ojej, wieki go nie słyszałam. A cos mi sie kiedys obilo o uszy, że zawirowanie stanu swiadomosci miał.
Całkiem niezły utwór, też dawno nie słyszałem… wieki temu.
1 polubienie
Też dobre, ale ten pierwszy utwór podobał mi sie bardziej.
1 polubienie
To jedna z 5 piosenek do wspomnianego filmu.
1 polubienie
Jeden z jego najwiekszych przebojów.I jak dla mnie, z płyty która stawiam na 3 miejscu w jego dyskografii
1 polubienie