Hmmmm…No niestety,nic nie czuję…
Z jednej strony jest to coś z wczesnego Tangerine Dream,jeszcze przed albumem Rubycon…Z drugiej strony,może nawet bardziej,coś z Klausa Schulze…
Z trzeciej,klasyczny przykład muzyki która sama w sobie nie istnieje.Ma za zadanie coś podkreślić lub coś wywołać [u widza].
Być może mam spaczone spojrzenie ale moim zdaniem,minimalizm w muzyce jest drogą do nikąd.Tylko film,a i to rzadko,to usprawiedliwia.