Coś widziałem i słyszałem i pisze wielkie Nie.Mógłbym zaakceptować jeżeli ;artysta nie będzie w 100 % silił się na oryginalność i dorzuci coś swojego,trochę więcej luzu i żartu.Wierne odtworzenie muzyki legend nasuwa na myśl coś mechanicznie doskonałego,a przecież nie o to w tym wszystkich chodzi.
A wierne odtwarzanie muzyki Chopina czy Beethovena jest ok?
W ich przypadku trudno jest ustalic “co autor mial na myśli”, bo nagrania sie nie zachowały. A wlasciwie nigdy nie istniały.
Raczej mozna mowic o pewnym kanonie wykonania.
Na podstawie zapisu i znanej konstrukcji instrumentów.
Pierwsze covery utworów The Animals słuchane na żywo mnie tak zaczarowały, że go tej pory jestem zaciekłym fanem muzyki tej grupy. A sprawili to Polanie, na których koncercie byłem w połowie lat 60. Najpierw zagrali swoję, a po przerwie Animalsów.
To co nazywamy coverami, robiono już od bardzo dawna.
Miałem longplaya w 70 latach, na którym nieznani muzycy grali znane przeboje i to była wykonawcza bomba. Nawet przegrałem te płytą na taśmę magnetofonową.
Ale prawdziwa sztuka polega na tym, że ci co tylko ją świetnie “coverują” nie są artystami tylko doskonałymi rzemieślnikami, co też się liczy.
Bo oryginał, to oryginał.
To Szopen był artystą, reszta to naśladowcy. Doskonali, lepsi lub gorsi, ale tylko naśladowcy.
A tak przy okazji, w Polsce jeszcze mam płytę Słupskiej Orkiestry Symfonicznej z utworami Beatlesów. Zajebista muzyka.
Granie na instrumentach z epoki ma jeszcze niezbyt długą tradycję, ale coraz bardziej się rozpowszechnia. Jeden z moich kolegów skończył studia w klasie fletu a potem dodatkowo studiował grę na flecie barokowym. Gra się innym zadęciem i dlatego trzeba się tego dobrze nauczyć. Tworzą się całe zespoły grające na starych instrumentach, ale o tym można po prostu poczytać w internecie. Co do fortepianów to też oczywiście się gra wybierając nieco mniejsze sale bo instrumenty mniej nośne. Są organizowane też konkursy gry na takich instrumentach…
Mi sie raz udalo “zagrac” na instrumencie z epoki.
Trafilismy do niewielkiego prywatnego muzeum, gdzie jako ciekawostke wystawiono wojskowy werbel z czasów Napoleona.
Z mozliwoscia poprobowania swoich sił
Opiekun tego przybytku nawet przyniósł karty z zapisem jak wygrwac poszczegolne komendy, też oryginalne. Ogolnie dużo by opowiadac, bo tam podrobek nie było, a diorame bitwy, którą praprzodek zalozyciela muzeum wygral, zbudowal jego wnuk pod koniec XIX w. Zolnierzyki sam z olowiu odlewał i malowal.
Ostatni z rodu zmarl bezpotomnie, wiec wczesniej z majatku utworzyl fundacje i wlasnie to muzeum.
Fajnie miałaś!
Mi się dosc czesto zdarza trafić na takie ciekawostki, bo ze zwiedzaniem, to wiadomo, przewodniki będą promować wydeptane ścieżki, a swiat jest pełen pasjonatów.
Wystarczy wykazać odrobinę zainteresowania i wpadasz po uszy…
Nie wypuści tak latwo.