To musi juz bylas zakochana?
A pytanie co bylo przed?
Skurcze porodowe.
Koledze chyba nie o miłość macierzynska chodzilo?
A może tu chodzi o lęk egzycjonalny?
Tuż przed zakochaniem to ja czułem, że nie jestem zakochany …
Przecież przed zakochaniem nie czuje się niczego szczególnego. To dopiero ten stan uruchamia w mózgu różne procesy. Reasumując - Przed zakochaniem ja czułem się normalnie, tak jak na co dzień.
Ale może istnieją jakiechś sprzyjające zakochaniu okoliczności?
Jeszcze raz skoro temat wraca…
Jakich znowu lęków?
Jakich depresji?
Z tak stawianej sprawy,wynika że zakochanie pojawia sie jedynie po uczuciowej “demolce” i po życiu w stanie jakiegoś wewnętrznego" stanu wiojennego".
Zupełnie tego nie rozumiem.
Zakochanie pojawia sie najczęściej znienacka,nagle i niespodziewanie.Choć w szkole bywało inaczej.Głównie dlatego że najczęściej"obiekt" widywany był każdego dnia i to dziesiątki razy…Mogło być tak że uczucia stopniowo ewoluowały.Nawet począwszy od początkowej niechęci…
Ja nie chcę sugerować, że my jesteśmy zwierzętami, ale u niektórych gatunków to jest tak, że gdy one czują apokalipsę, to one nie tylko nie przestają się mnożyć, ale wręcz one jeszcze bardziej to robią.
Kiedyś obiła mi się o ucho ciekawostka, że w czasie powstania ludzie nie tylko nie przestali brać ślubów, ale nawet brali ich więcej.
Moje osobiste doświadczenie. W 2008 roku o lęk egzycjonalny przyprawiał mnie kryzys gospodarczy '08. Ja miałem obawę, że kończy się świat, który ja znam. Ja wtedy nie wiedziałem jeszcze, że media potrafią straszyć przepowiedniami, które mogą się nie sprawdzić nawet w połowie. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo potem przyszedł 2009 rok Ten sam, o którym ja swego czasu tyle wspominałem.
Uważam, że jeśli ktoś się zakochuje to znaczy, że depresja już mu przechodzi lub przeszła. Człowiek w depresji nie ma siły ani przestrzeni na myślenie o czymkolwiek i kimkolwiek poza jego własnym cierpieniem.
U zwierząt (przynajmniej niektórych) występuje coś takiego jak inwestycja terminalna: czyli jeśli się wie, że kres życia jest bliski, uprawia się seks z dowolnym napotkanym partnerem, żeby tylko wydać na świat jak najszybciej potomstwo, które będzie miało nasze geny…
A jeśli chodzi o wojnę? Mam swoją prywatną teorię: jedni się po prostu zakochiwali i chcieli przynajmniej udawać, że żyją normalnie a inni brali ślub z myślą, że może i tak nie pożyjemy długo, więc życia używajmy, póki można.
Ta zwiekszona liczba slubow to wynikala troche z obyczaju - jak nawet jedno przezylo, a kobiety mialy wieksze szanse molimo wszystko? To nie byla panna z dzieckiem, a wdowa. Czyli osoba szanowaną???
Zreszta do dziś to tak działa - zawarcie małżeństwa zmienia i to bardzo status kobiety. W duzo większym stopniu niż mężczyzny. Nawet w krajach gdzie sa zalegalizowane konkubinaty.
W Hiszpanii mezczyzna rozwiedziony czy kawaler z dzieckiem to nie najlepszy “materiał” na męża
A juz na partnera żaden.
Takie pokręcone prawo mają.
Niedawno zakończył mi się związek..i prędko pojawiło się zauroczenie..może coś w tym jest co piszesz..ale to raczej taka kolej rzeczy, że po każdej burzy wychodzi słońce
Tego się trzymajmy
Temat powrócił więc…
Odświeżmy…
To chyba dwie,bardzo różne sprawy.Twoja wahadłowa teoria to huśtawka nastrojów.Od szczęscia przy spełnieniu,po rozpacz niekiedy,gdy wszystko się wali…W sumie,normalka choć oczywiście rozumiem że to słowo może drażnić tak tego kto szaleje ze szczęścia,jak i tego komu grunt sie usunął spod stóp…
Natomiast"przed zakochaniem"…
Domyślam się że chodzi o ten czas gdy człowiek wie,na co się zanosi…
Jeśli tak to…Odczuwałem zawsze jakieś mrowienie, jakieś podniecenie a wyobraznia dokonywała rzeczy niemożliwych…Kto wie czy to nie jedne z najlepszych chwil w życiu?
Takie poztywne wibracje gdy na wszystko spogląda się ze zwariowanym optymizmem…