Witam. Ja nie chcę sugerować odpowiedzi, ale ja mam teorię, że szczęście jest jak wahadło. Im bardziej ono się wychyli w jedną stronę, tym bardziej ono poleci w drugą stronę.
Coś w tym jest, kolego.
Tylko pytanie, czym, naprawdę jest to szczęście? Skaldowie śpiewali, że trwa tylko chwilę, dwie…
A co ja wróżka czy jasnowidz? Nic. Przewidywanie stanu zakochania sie to te kategorie
Natomiast stwierdzenie faktu to zupelnie inna bajka …
PRZED???
Czyli pytasz o to,czy zdawałem sobie sprawę,na co się zanosi,tak?
Otóż zawsze odczuwałem radosne podniecenie!
I tu chyba nie było wyjątków.
Choć może…Razu pewnego,doskoczyła mi do gardła,starsza ode mnie dziewczyna w podstawówce.Była śliczna ale i nachalna…Nie wiedzieć czemu,miała ksywę"Donica"
Wszystko to jakoś mnie krępowało
Ale w myślach to ona zagościła!!!Oj,tak!!!
I nie zburzył tego nawet napis na ścianie klatki schodowej:“Donica kurva”
Bardziej chodzi mi o potwierdzenie takiego scenariusza:
- Ty byłeś w jakimś lęku lub depresji.
- Ty niespodziewanie się zakochałeś.
1.Nigdy w młodości,nie byłem ani w lęku,ani tym bardziej,w depresji
2.O niespodziewanym zakochaniu,pisałem już wyżej…Choć trzeba przyznać że każda historia,jest inna…
W czasach mojej młodości to ja miałem lęk przed pójściem do dentysty. W poczekalni lekką depresję. A po zabiegu wszystko mijało i człowiek życiem się cieszył przede wszystkim.
Dentysta to mi raczej niestraszny.
A raczej nie wychodze i nie wychodzilam nigdy z domu z przekonaniem, ze dzis sie zakocham…
Z tym, że kiedyś zabiegi dentystyczne były, jakby mniej łagodne od dzisiejszych.
Do dentysty chodziłam, bo pewnie dzis bym podzwaniala sztuczna szczęka, gdyby nie fakt, ze tabu, ze zebow mlecznych sie nie leczy bo i tak wypadna u mnie nie bylo?
A co do postepu technicznego? No fakt, trzeba bylo miec wyczucie, żeby pacjent w chwili nieuwagi z fotela nie uciekl
Mnie bardziej chodzi o okres, że po tygodniach strachu, lęków, depresji lub stresów może nastąpić niespodziewane zakochanie tak jakby w ramach równowagi.
U mnie takie zjawisko rczej nie zachodzi.
Po takim kołowrocie po prostu odsypiam, zajmuje się czyms co pozwala pozbyc sie nadmiaru adrenaliny wywolanej stresem, na pewno nie mysle o nastepnych klopotach i rozterkach zwiazanych z zakochiwaniem się.
A tak…Oczywiście.Ale nie o taki strach tu zapewne chodzi…Bałem sie dentysty a nawet…wytyczonych szlaków na schodach,dla wózków.Takich torów.To bowiem oznaczało wizytę u lekarza a to nie wróżyło nic dobrego…
Kiedyś na ulicy,śmiertelnie przeraził mnie walec,który gładził asfalt…No ale wtedy miałem ok. 5 lat i raczej mowy o zakochiwaniu sie nie było…Jeszcze
Pojęcia nie mam. Strach, stres, oczywiście nie jest mi obcy, ale tygodnie lęków, depresji i stresów, to już jest mi obce. Aż tak długich okresów tego nie przeżywałem. Jeżeli coś mnie wciskało w glebę, walczyłem z tym sam.
Czy to ma jakiś wpływ na zakochanie się? Nie doświadczyłem takiego przejścia. Jeżeli się zakochiwałem, to raczej z takiego normalnego życiowego pułapu.
Stres potrafi przytrzymac, a nawet zamienic sie w nerwicę. Czy byc podlozem zachowan kompulsywnych.
Ale co to ma wspolnego z zakochochiwaniem się?
Przesadziłem…
Był lęk.
Matematyka i chemia.
A sprawą najmniej zrozumiałą w tym wszystkim,jest dla mnie to że dawałem radę z fizyką.Ba! Doszło nawet do tego że w dziale “optyka”,nawijałem o czymś przed tablicą bo pani prof.musiała wyjść
Aż mi się w to wierzyć nie chce ale moja dawna dziewczyna,była świadkiem i potwierdza,śmiejąc się za każdym razem…
No przeżyłam coś takiego…miałam taką depresję, pisałam takie bzdury o sobie i nie tylko…że wstyd na maxa,żenada XD … No i może było to nie tyle zakochanie co zauroczenie. Ale “mieć ciastko i zjeść ciastko” się nie da .
Matko jedyna, że ta osoba chciała ze mną gadać…
Ale jestem też wdzięczna za tamte ulotne chwile
Przed zakochaniem to ja czułem, że nie jestem zakochany …
Drużyna przeciwna strzeliła nam gola, bo chciałam tę piłkę powstrzymać jakoś tak elegancko i ponętnie, a nie tak byle jak, no bo ON się patrzył (szósta klasa szkoły podstawowej).