…oraz świadczy o ubóstwie językowym tegoż…
Jakbyś posluchala Argentynczyka? Tam raczej o ubóstwie jezykowym trudno powiedzieć. Inna sprawa, że poludniowoamerykanskie idiomy siegaja czasem okresu rekonkwisty i obejmują np. czynnosci i przedmioty sluzace obsludze podstawowych środków komunikacji jakimi byly kon i osioł. Oraz części wielu innych zwierząt, niektore przerobione na pozywienie? Słowa dzis już praktycznie zapomniane w metropolii.
Ubóstwem językowym to chyba Chińczycy mogą się pochwalić, bo stare chińskie przysłowie mówi, że:
jak Ci cegła upadnie na nogę i nie znasz języka polskiego, to nie masz co powiedzieć.
Zle odpowiedziałem…
Tzn.ok,to wszystko prawda ale…Jak mogłem zapomnieć o najgorszym???
O smartfonowych debilach-zombie,wchodzących z nosem w smartfonie,prosto pod koła chyba wszystkich pojazdów,poza pociągami [co należy zawdzieczać dość aktywnym służbom,zawsze obecnym na peronach].Do tego czarni,ubrani na czarno,bez świateł za to z komórą w łapie i na rowerze!!!
Tak…Nie ukrywam że w tych sytuacjach,moję mięso przypomina czasem to ze szczenięcych lat…
Muszę Cię rozczarowac. Ostatnio bylo sporo wypadków kolejowych gdzie winą posrednia można obciążyć smartfony.
Ze ich malo? To chuba tylko dlatego, ze tu niewiele jest przejazdow kolejowych typu “paso a nivel” czyli bezposrednie przejazdy przez tory.
Moj telefon poza domem ma honorowe miejsce w torebce, no chyba, że jakies zdjecia robie? Nie lubie rozmawiac na ulicy, a juz pisać?
Kiedyś wydawało mi się, że należę właśnie do grona osób nieprzeklinających. Życie układając przeróżne przewrotne scenariusze, utwierdziło mnie w przekonaniu, że miałem rację i faktycznie, wydawało mi się …
Rozczarować?
Chyba znowu nie rozumiesz co napisałem…A napisałem że nic bardziej mnie nie wnerwia jak zombie ze smartfonami.Mam ich codziennie,na każdym kroku a to że jeszcze w wypadku nie brałem udziału,zawdzieczam własnej trzezwości umysłu i sprawnym hamulcom.
Mam podejrzenie, że się pilnują.
Rozczrowac w sensie, ze juz chba nie ma miejsca gdzie negatyw y wplyw bezmyslnegonuzywania smartfona nie mialby miejsca.
Czasem to musialbys dlugo myśleć jakich głupot ludzie potrafia narobić bedac pod wplywem smartfona. Kiedys ktos, kto szedl po ulicy jak bledna owca i gadal sam do siebie? To musi kandydat do domu bez klamek, a napewno osoba szczegolnej troski. A dzis? Ulice pelne telezombie, jeszcze jakies wrazenie robia konsumenci fentanylu, bo to postac skrajna. i nie zwiazana z legalna elektroniką.
Nie wiem co mam sądzić…chyba jacyś nienormalni jak ja tak robią
Prawda jest taka, że nie używa się wulgaryzmów obecnych…ale kurczaki, cholery itp. raczej czasem z buzi wywędrują.
W pracy wszyscy klną jak szewc, no ja nie…ale moja cierpliwość też jest znacznie na wyższym progu i to może przez to (?)
Znam takiego jednego, „świętego”, ale nie wierzę, że sobie czasem wiązanki w skrytości nie puści. Sam klnę niewiele, ale w jego towarzystwie ożywa mój przekorny duch i z absolutną premedytacją, perfidną przyjemnością i całą lingwistyczną inwencją, na jaką mnie stać, ranię jego uszy różnymi sentencjami zaczerpniętymi z kuchennej łaciny.
Taką osobą jest mój mąż. Na co dzień nie przeklinam, ale zdarzało mi się ze znajomymi z pracy - ta praca była trudna i to był dla nas sposób na odreagowanie… Poza tym, trza czasem coś powiedzieć dosadnie. W każdym razie mój mąż na moją emocjonalną reakcję: “Proszę nie używaj przy mnie niecenzuralnego słownictwa!” Mój mąż za to ma inny talent: potrafi powiedzieć człowiekowi tak, żeby mu w pięty poszło przy pomocy języka niezwykle wyrafinowanego a nawet poetyckiego. Obrażanie kogoś jest nadal obrażaniem (wg mnie) niezależnie od użytego języka…
PS. Chyba wolę kogoś, kto czasem, dla rozładowania atmosfery rzuci jakimś bluzgiem w powietrze, niż kogoś kto mówi łagodniejszymi epitetami wprost do ludzi.