Co można powiedzieć po miesiącu od ataku siekierą na Uniwersytecie Warszawskim?
Ze nigdy nie wiadomo kiedy i jak komus druciki w mozgu się przepala. Jak sobie przypominam to za moich czasow na uczelniach nie bylo zadnych ochroniarzy, a jedyną strażą porzadkowa na Juwenaliach byly wewnetrzne studenckie patrole. Zagrozeniem wewnetrznym byli portierzy i portierki w akademikach i panie w dziekanacie. Z siekierą po terenie nikt nie biegał, zeby im glowy odrąbać.
Ze wszyscy mamy źle w głowach
A Siekierę już wzięli na badania?
Na przesluchanie czy poczytalna?
No tak,
siekiera też może być niepoczytalna!
No, prawda. Z tego co się dowiedziałem, to są wielkie wątpliwości co do jego poczytalności. Ale - to się stało nagle, jeśli to psychoza to wyduchła niespodziewanie.
Jego będą badać. A siekierę na pewno też - jako narzędzie zbrodni.
Pewne syndromy juz byly, ale ludzie rozne pomysly na zycie wypróbowują?
Znam milosnika horrorów, ktory ubiera sie jak mlody intelektualista z pocztku XX wieku udziela die jako wolontariusz w azylu dla zwierząt. Psy, żeby nie tkwily czaly czas w boksach na spacery wyprowadza.
Więc nawt gdyby gosciu spal w trumnie, to mozna bylo to uznsc za ekstrawagancję.
Chodzenie z siekierą po miescie? Nowa byla. No to kupil i niesie do domu. Tez niekoniecznie musialo wzbudzac podejrzenia.
Gdyby poczuli od niego alkohol? Ale nie, porzadnie ubrany do tego?
A detonator?
To wlasnie robota dla bieglych psychiatrów.
Koles moze twierdzic, ze to ona winna…