Bylem na Abbey Road,11 lat temu…Trudno tam było zrobić zdjecie.Jak z Japonczykami na Ponte Vecchio we Florencji
The Beatles nagrywali swe arcydzieło w nieco ponad pół roku…Trudno tu jednak mówić o sesji…Wchodzili i wychodzili a John unikał Paula przynajmniej tak samo jak Paul unikał Johna…
To juz nie był zespół…
I niech mi ktoś wytłumaczy,JAK to możliwe by w tych okolicznościach,powstał najlepszy album nie tylko The Beatles ale i jeden z najlepszych całej dekady?
George,jak to on,oszczednie.Dwie piosenki…Ale gdy Frank Sinatra uslyszal"Something",od razu walnął z grubej rury,że to najpiekniejsza piosenka XX wieku!
I co tu rzec żeby nie skłamać… Kto wie czy to nie prawda…
Osobnym mistrzem ceremonii okazal sie George Martin,producent…I to juz legenda o facecie króry wchodzi do studia,zastaje bajzel i wszystko to sklada do kupy…
I oto mamy…Abbey Road,The Beatles,znane do dzisiaj…
A bo to jedni na zakonczenie, skloceni dawali popis mistrzostwa? Simon i Garfunkel tez przy ostatniej plycie pracowali osobno, o ile dobrze pamietam nawet nie w jednym studio .
Czasem dochodzi do tego, ze matka Ziemia robi się za ciasna.
Nie tylko dla muzyków i pol biedy jesli kończy się to osiagnieciem artystycznym a nie wojna i rozlewem krwi
Co do Japończyków to z tymi zdjęciami w slynnych miejscach to sa gorsi i bardziej zorganizowani od stada szaranczy.
Musiałem sprawdzić bo dawno temu,oswoilem się z myślą ze niemal osobno nagrywali już śliczna płytę,“Bookends”
Ale faktycznie,pelna separacja to czas Bridge Over Troubled Water.
Tylko pytanie, czy to rzeczywiście ich najlepszy album?
Z pewnością jednak, najlepiej sprzedający się.Ba!Jeden z najwiekszych bestsellerów dekady.
Boze, o czym Ty do licha gadasz???Temat dotyczył The Beatles ale zszedł na Simon and Garfunkel…Jakie życie po życiu??
I czego znowu nie marnujesz???
Jakiego zawodnika???