Dziś rocznica śmierci Chopina

Plyta wydana w Polsce w 1971 roku, pod tytułem"Novi Sing Chopin".Fantastyczny album wykonany a capella,wprowadzajacy interpretacje muzyki Chopina w rejony dotąd zarezerwowane dla tria Lambert,Hendriks,Ross albo grupy wokalnej, The Swingle Singers…
Absolutny,swiatowy top!

2 polubienia

Jedna z najpiękniejszych płyt z serii"Polish Jazz",zawiera min. i tę parafrazę…
Mieczysław Kosz…Dla mnie pianista kiedyś znacznie ciekawszy niż Makowicz…
Była to pierwsza,jazzowa płyta którą grałem niemal każdego dnia,w latach młodości…Biła z niej jakaś nieslychana wręcz,wrażliwość pianisty…Nie mówiąc juz o wyobrazni,co,jak mi sie wydaje,świetnie potwierdza ta wersja chopinowskiego preludium.

2 polubienia

Chopin jakby żył - to by pił. A jego muzyki moge słuchać jak rok długi. On ukrył w kwiatach armaty!

4 polubienia

Im więcej sie wie,tym więcej sie odczuwa.Tym większy ciężar się dzwiga.Artyści tej miary widzą sto razy więcej niż inni…To jest to "przekroczenie progu"który jest za drzwiami [The Doors] o którym wspominał Jim Morrison…
Picie temu partneruje.To troche jak gra ze śmiercią [Bergman-“Siódma pieczęć”] ale czasem trudno inaczej…

2 polubienia

Ciekawe, czemu w niektórych miastach jest ulica Szopena a w niektórych Chopina… :thinking:

3 polubienia

Słyszałam, że “Szopena” było dlatego, żeby lud umiał przeczytać…
A w Warszawie: " Przeprowadzona w 1891 na miejscu alei ogrodu zwanego Doliną Szwajcarską, brukowaną nawierzchnię otrzymała w 1895. W tym samym roku nadano oficjalnie nazwę ulicy[2]. W nazwie przyjęto fonetyczny zapis nazwiska kompozytora – „ulica Szopena”"

3 polubienia

Zasadniczo jak jest Pampeluna zamiast Pamplony?
A whisky bez lodu potrafią podac w koniakowce, to niewiele moze zdziwić.
I tak 99% Polaków przekonanych jest, ze Chopin urodzil sie we dworku, a nie oficynie tegoż? Złe jezyki twierdzą, ze w izbie gdzie bylo klepisko za podłogę…

2 polubienia

W Pampelunie vel Pamlonie to równo 70 lat temu Uniwersytet Navarry powstał

2 polubienia

Uniwersytet jak najbardziej prywatny, ufundowany przez Opus Dei.
Co im trzeba przyznac to wysoki poziom mauczania, zwlaszcza w zakresie prawa, administracji i medycyny
O jakichs szczególnych osiagnieciach jesli chodzi o kierunki politechniczne niewiele mi wiadomo.
A trzymają się jednej reguły - egzaminy, zeby w ogóle studiować są bardzo trudne, nie wystarczy byc katolikiem. (Ale jako uczelnia zrzeszona i otrzymujaca dotacje państwowe nie preferuje “swoich”, pewnie wychodzac z zalozenia, ze nawet muzulmanin/ka po kilku latach chrzescijanskiego podejścia do życia moze da się nieco przekabacic?)

U mnie odwrotnie.
Wszelka styczność z klasyka,odbywala się za sprawa jazzu oraz rozmaitych transkrypcji.
Potem dopiero,gdzies w wieku 13-14 lat,poswiecilem sporo uwagi płytom siostry i szwagra.Chopin,Liszt,Czajkowski,Borodin,Skriabin,Beethoven,Mozart…Kolejność już dzisiaj, nie do ustalenia.Ale taki powalający wręcz,strzal niczym cios miedzy oczy, mial miejsce w dosyć nietypowych okolicznościach.
Oto w jakimś teatrze “Kobra”,usłyszałem muzykę fińskiego kompozytora Johana Sibeliusa…Jaka?Nie podano…Wtedy nie było ani yt ani internetu i nigdy się nie dowiedziałem.Ale to znacząco zmieniło moje nastawienie podczas coraz częstszych wizyt w księgarni muzycznej…Już nie tylko jazz i te ochłapy rocka jakie z laski,rzucala nam komuna… :thinking:

3 polubienia

Jazz i muzyczną klasykę łyknąłem, mniej, więcej w tym samym czasie, moje 15-16 lat. Chopina rok wcześniej.

1 polubienie

Bo dawniej nieuki tak ponapisywali i teraz są teorie,że niektóre nazwiska można spolszczyć.
Gorzej było tylko z Marią Skłodowską-Curie.Były ulice i placówki różne jej im. pisane “Curie-Skłodowska”.Nawet zaczęto się tłumaczyć,że we Francji nazwisko męża i panieńskie jest w odwrotnej kolejności niż u nas-co nie jest prawdą.

2 polubienia

To musiałeś wytrwale radia słuchać.Bo na płytach to chyba tylko radzieckich i ewentualnie, czeskich.A bardzo mało tego było i na ogół,trudno dostępne.
Moze w Warszawie było łatwiej…

1 polubienie

Radia słuchałem bardzo dużo, ale jazz zaczął się u mnie inaczej. Byłem w I klasie ogólniaka, gdy do szkoły przyjechało trzech jazzmenów, bębny, trąbka i jeszcze coś dmuchanego. I przez dwie godziny uczyli nas na czy ten jazz polega.
Niedługo trwało, kilka miesięcy i już byłem w Trójmieście i tam jedna koleżanka wprowadziła mnie do klubu, gdzie pogrywano jazz. Na żywo zajebiście się słucha tej muzyki. To były lata 68-69, te pierwsze kontakta.

1 polubienie

No tak,jazz to co innego.Mialem na myśli klasykę i potworne braki w fonografii.68/69 to już nieco lepiej bo seria Polish Jazz miała na koncie kilkanaście numerów.
Trzaskowski,Namyslowski,Ptaszyn,Komeda…

1 polubienie

U mnie w klasyce najpierw był Chopin, właśnie słuchany na żywo przez wspomnianego kolegę, a w rok później, byłem na pierwszym koncercie symfonicznym na jakiejś kameralnej orkiestrze w Gdańsku. Inna koleżanka mnie na to namówiła. :innocent: I to było w tym samym roku, w którym na żywo usłyszałem jazz. Tylko o porze innej.

1 polubienie

“Chopin sluchany na żywo”…
Twój kolega posiadł zdolność przemieszczania sie w czasie,niczym pewien szkocki highlander? :thinking:
Do diaska!
Imponujące :joy: :joy: :joy:

1 polubienie

:joy::joy::joy:
Z muzyką “poważną” to ja problemu nie mialam, tato w ramach edukacji córki zabierał brzdaca do opery, na operetki, do filharmonii. Mialam cicho siedziec i sluchac. Co bylo sympatyczne. Pytania pozniej. Atmosfere owczesnych swiatyn sztuki ( wliczajac w to tez teatr i kino) do dzis wspominam z łezką w oku.
Ja mam tylko problem z szopenofobią spowodowaną zachowaniem niektorych czlonkow mojej rodziny. Ot uraz (tez z dziecinstwa).
A fakt, jazzu najlepiej sie slucha na żywo.

1 polubienie

Nie czepiaj się słówek, bo wiesz co miałem na myśli. :stuck_out_tongue:

2 polubienia