Ja najpierw przczytalam (do tego wydanie przedwojenne, więc ten smaczek minimalnych roznic skladni i duzych w zakresie ortografii)
Potem film. Właśnie na zasadzie, po co dzieci maja sie meczyc czytaniem? Wycieczka do kina.
I się rozczarowałam.
Ogolnie staram sie oddzielać aaptacje filmowe od książek.
Dla wlasnego zdrowia psychicznego.
Może Wielki Gatsby, ten ostatni z 2013 akceptowalny, ze wzgledu na dbałość o scenografię? Bo to też istotne w przypadku adaptacji. Z kilku pobocznych wątków mozna zrezygnować.
Książki mają te przewagę nad filmami, ze podczas czytania uruchamia się wyobraźnia, która maluje w naszej głowie swój własny film na podstawie książkowego scenariusza. To czytelnik jest jego reżyserem, więc nic dziwnego, ze gdy zobaczy film innego reżysera według tego samego scenariusza - bywa przeważnie rozczarowany, zawiedziony, ze to nie tak, ze to powinno być inaczej, itp. Dlatego nigdy nie oceniam filmów vs. książki, to nie ma sensu.
No nie ma…Ale u mnie się to włącza automatycznie.A wręcz fascynuje mnie gdy się okazuje że film lepszy niż książka.
Pierwszy raz w życiu zwróciłem na to uwagę przy “Nocnym kowboju”…No przepaść na rzecz filmu!
Oczywiście jest tego na palcach 2-3 rąk ledwie ale…Są to momenty znaczące.Choćby wspomniany już gdzieś tutaj serial,“Północ,Południe” czy,jak ostatnio po raz nie wiem który stwierdziłem,“Tańczący z wilkami”
Generalnie jednak,masz całkowitą rację.Skrótowość najczęściej dwugodzinnego filmu,często po prostu nie przystaje do np. dwutomowej powieści.
Film wobec książki jest jak video clip wobec albumu.Ale i to,można robić po mistrzowsku.