W takim razie i koniec też, jeśli tak na to patrzeć.
Meta będzie wtedy, gdy ktoś obleci dookoła cały wszechświat i wróci z drugiej strony - analogicznie do opłynięcia Ziemi przez Magellana i spółkę.
Wstęga Mobiusa.
Rozcinając wstęgę wzdłuż tej niebieskiej linii, powstanie dwa razy dłuższa i podwójnie skręcona wstęga.
.i cały misterny plan tez w pisdoo.
Coś czytałem kiedyś o tym. Ale ni hu hu nie pamiętam…
To przykład powierzchni jednostronnej.
Musialby mieć w ch… czasu… Tudzież hibernować miliony lat. Albo pokonać prędkość światła, co wg teorii wzglednosci jest niemożliwe posiadając masę.
To trochę jak z zimną wojną… Tak ZSRR ją wygrało… że z radości postanowiło się rozpaść
Startujesz z Ziemi i lecisz w nieznane, metą można uznać kraniec widzialnego wszechświata, a co jest za nim, nie wiemy, bo jest to taka odległość, że obraz z tamtych części wszechświata jeszcze do nas nie dotarł.
Całkiem możliwe że ty i ziemia tam będziecie… bo to co dziś taw widzisz… prawdopodobnie od dawna nie istnieje.
Wszechświat nie ma krańca. Podobnie jak ziemia - jest zakrzywiony tylko w czwartym wymiarze. Lecąc w jednym kierunku po kilkunastu miliardach lat wrócisz z przeciwnej strony. Podobnie jak opływając ziemię.
Tego nie wiemy
Z każdego miejsca kraniec wszechświata będzie inny, być może nawet istnieje gdzieś zaawansowana cywilizacja, ale jest tak daleko, że nie widzimy siebie
Wiemy. Ogólna teoria względności mówi o tym
No właśnie, to tylko teoria
Prawdy jako takiej nigdy nie poznamy, więc możemy sie jedynie opierać na logicznych teoriach i własnych przypuszczeniach.
A co jest logiczna teorią?
Bawi mnie pewność z jaką używamy słowa nigdy
To akurat moj punkt widzenia. I uwierz mi, chcialbym miec inny.
Kiedyś się być może dowiemy… O ile wcześniej sami się nie wybijemy przez wojnę atomową