Gdyby Jim Morrison spotkal Ennio Morricone

To moze byloby to wlasnie cos takiego…Ta niechciana strona zycia,wtedy w 1968…Moze to nie byl czas…Ale Scott byl jak Jacques Brell…
Sam schodzilem z knajp o 4 rano by zaczynac program o 6…
Wiem co sie wtedy czuje,za czym sie teskni,komu sie pobłaża a kogo sie nie lubi…I jakie cuda potrafi sprawic prysznic… :upside_down_face:
S.Walker byl…hippiesem w popowej skórze.Kims kto wart jest wspomnienia głównie z uwagi na wielki szacunek jaki pojawial sie w jego tworczosci,wobec tradycji.Dokladnie WBREW obowiazujacym tendencjom.
Wspomnialem o podobienstwie z Morricone…Ale sluchajac calej plyty,zadaje sobie pytanie,jak to w ogole jest mozliwe ze Albert Brocolli nie zauwazył tego stylu i nie dodal do ktoregoś z Bondow???
A moze bylo cos a ja nic o tym nie wiem…
Kiedy sie jest w knajpie,z kazdą minutą coraz trudniej jest pisać.Pozostaje nadzieja ze sie zapamieta.

1 polubienie

Father. I wonna kill you.
Mother, i wonna f…k you.

Domyslam sie co chcesz powiedziec ale…
Ojciec Jima,w końcu wojskowy,uznal swego syna za POETE.I nie kryl sie z tym wcale bo encyklopedie wspominają o tym…[Guiness]
Cytujesz ten obsesyjny fragment “The End”…Chyba Jim osiagnąl to co chcial bo do dzisiaj nie ma zgody na te slowa…Jest wiec szok…A nawet złość.

2 polubienia