A propos chodzenia po drzewach. Kiedys, za dzieciaka przeszedlem na nich pół lasu, jak wiewiorka albo małpa jaka.
Fakt byl taki, ze te drzewka - chojniaki blisko siebie rosły, ale frajda byla tak 4-5 metrow nad ziemia skakac. Trzeba bylo sie nieco rozbujac i hyc…
Wez Ty mi kolego teraz przejdz sie przez kraj i znajdz choć jednego, co tak po lesie szaleje…
Znajdziesz, masz skrzynke piwa…
Ile razy ja z drzewa spadłem, to nie zliczę. W okolicy nie było drzewa, na które bym się nie wspiął. Najwyższe, to miało ok 40m wysokości, na jakie się wspiąłem, no i się bałem jak wiatr wiał, i kołysał koroną, na której siedziałem. Ja ogólnie miałem podobnie. Rzucałem śrubokrętem, który był tak wyważony, że nie było możliwości, aby się nie wbił w stodołę. I też inne takie. A ile razy byłem porozbijany. Ojojoj. Raz miałem zdartą połowę twarzy, bo wywaliłem się na asfalcie, na rowerze. Natomiast, nigdy niczego sobie nie złamałem. Jedyny uraz, który mam z tamtego okresu, to wybity kciuk.