Każda gra hazardowa jest tak pomyślana, by większość przegrywała, a wygrywająca mniejszość to żywa reklama, że warto próbować.
Prawdopodobieństwo trafienia przez piorun przez całe życie wynosi 1:15 tys. Tymczasem znam z widzenia jedną osobę, która trafiła konkretną sumę w lotto, oraz jeszcze jedną osobiście, która wygrała samochód w loterii z kiosku ruchu … i jednocześnie ani jednej porażonej piorunem.
A jak jest wyliczone to prawdopodobieństwo trafienia przez piorun?
a i tak placimy czasem podatek od glupoty…
Przykro mi=NIKT NIE ZGADŁ!
To była cyfra “9”!!!
Wygraną zgarniam JA!!!
HAHAHA!!!
Czasem bywa faktem to trafienie pioruna, na szescie blisko o centymetry, a nie bezposrednio.
Nie będę zgadywać, gdyż na wygranej mi nie zależy, jednakże może warto podzielić się z Wami swoją wiedzą z nieoficjalnych źródeł, że gry (przykl. Totolotek) są jedną Wielką ściema, tłustymi paluchami pisana… otóż moje źródła mówią z rozbrajającą szczerością, że wyniki losowania są ustalane przez system tak, żeby nie było wygranych. Ze względu na to, że są to informacje bardzo wrażliwe, to nie powinno o nich wypowiadać się publicznie.
No to zródła mówią tylko polowe prawdy.
Sam wygrywalem w Zakldach Sportowych a w totolotku mialem juz 3 razy,czxtery trafienia,co raz dalo mi ponad 120 zl.
Takich wygranych są tysiące.
Natomiast tzw. główne wygrane sa faktycznie sterowane i widac to golym okiem.Można miec “5” i zgarniać sobie tysiące zlotych bez problemu ale od lat,odkąd wprowadzono termin"kumulacji",regularnie zamknieta jest mozliwosc wygranej w pierwszych paru losowaniach.To oszukiwanie sluzy "podbijaniu bębenka i maksymalnemu zwiekszeniu wkladu.Oraz “emocji”.
W Poznaniu glowne wygrane padaly stosunkowo czesto,choc nie mam pojecia,jak to jest w ciagu ostatnich 5-6 lat.
Znasz firmę Admiral?
Statystyka jest nieprzewidywalna. Znam trzy osoby porażone piorunem, jedna tego nie przeżyła. To był mój kuzyn. Czwartą byłaby moja mama w ciąży ze mną, ale pies ją uratował.
Znam jedną osobę, która wygrała główną nagrodę w totka. Po roku zmarła na raka. Wygraną podzieliło się potomstwo, 4 osoby, po śmierci “szczęśliwca.” Pamiętam, że to było w 88, kiedy już inflacja było dość rozpasana. Przeliczając to na walutę, każdy z tych dziedziców miał na rękę około 7000 dolarów. 1 dolec wtedy, to 4,500 zł.
A na koniec wisienka na torcie. To była 84 rok i kupowałem coś w znajomym kiosku Ruchu. Sprzedawczyni, z którą się znałem, bo wieloletnim klientem jej byłem, zaproponowała mi żeby wyciągnąć los w nowej loterii. Pogmerałem i 3 razy z rzędu wgrałem wolny następny, czwarty okazał się pusty. No to zakończyłem ten “bój”. Stojący za mną facet też zdecydował i przy mnie wygrał malucha za pierwszy pociągnięciem. Tylko ślinkę przełknąłem.
Ta sama historia wydarzyla sie w sklepie mojego przyjaciela,na poczatku lat 90-tych.Nie wiem,jaka to byla kasa ale chyba 100 000 [mam na mysli realną kwote a nie te inflacyjną].Po prostu kupil"wlasciwe" chipsy
Kiedy sie rozeszło,przez jakis czas masowo wykupywano chipsy na ul.Głogowskiej w Poznaniu i zdarzaly sie miejsca ze ludzie byli bardzo zli Nie bylo chipsow a byl to czas [kiedys bylo o tym bardzo głośno] afery z piwem Brackie i chyba amerykanskim słodem[?].Nie pamietam szczegółów ale piwa tego,podobnie jak i Żywca,chyba pol roku lub dłuzej,nie dalo sie pić…
Niestety nikt w regionie chyba drugi raz nie wygrał a jesli o mnie chodzi,byl to jedyny czas gdy pod piwo jadlem te paskudztwa…
Efekt byl taki ze wieczorem…musialem iść znowu na piwo aby to wszystko “wypłukać”[pasta do zebów działała w sposob bardzo ograniczony.
@Membasta, ale, zaraz, zaraz… czy losowanie nie odbywa się nadal w sposób mechaniczny? Jeśli tak, to raczej ciężko zaprogramować maszynę losującą w jakikolwiek sposób by wybierała te, a nie inne numery
Jak już gaworzymy w temacie, to wyciągam z zanadrza jeszcze dwie historyjki. ale wstępnie nadmienię, że moja, wówczas siedmioletnia córka na jakiejś loterii festynowej wygrała suszarkę do włosów i ta suszarka działała 2 tygodnie.
W połowie Gierka przystąpiłem do “spółdzielni” dwóch braci w temacie cotygodniowych losowań ligi kopanej, naszej i angielskiej. No i składaliśmy się w trójkę co tydzień na zakłady. No i razu jednego wygraliśmy ponad 11000 zł. To było po jednej dobrej wypłacie miesięcznej na głowę.
Jeszcze wcześniej, bo w 71 w lipcu, dzień przed swoimi urodzinami, znalazłem w u podnóża wydm ruchomych w Łebie skórzaną podkówkę, a tam było 7 brązowych nominałów z górnikiem, czyli 3500 zł, co stanowiło kierowniczą wypłatą miesięczną, Był tam jeszcze pognieciony bilet komunikacji miejskiej z Wrocławia. I żadnych wskazówek więcej.
To ja na odwrót…
Trafilem kiedys “13” w lidze angielskiej…Moja radość trwala niecale dwa dni bo…Trzynastek bylo w kraju ponad 70 i wygralem ledwie kilkadziesiat zlotych
Znajdywanie to juz zupelnie inna historia.W Polsce znalazlem raz 100 zl a moze 2-3 razy po 20 zl…
W Anglii,przez te wszystkie lata,znalazlem ok. 800 funtow na ulicy,na stadionie,na dworcach…
Kiedy pracowalem dla FC Watford,znalazlem 3 razy portfele z pieniedzmi.Tutaj oddac nie jest łatwo bo w portfelu nie ma zadnego"dowodu osobistego".Trzeba bylo nie lada śledztwa po kartach lub luznych zapiskach.Ale udalo mi sie wszystko oddać…
Natomiast w Milton Keynes bylem pare razy swiadkiem jak pracownice National Express,wrzucaly do koszyka znalezione portfele lub pieniadze luzem…Po tygodniu lub dwóch,dzielili sie łupami…Oczywiscie nie wszyscy.
Będąc W Holandii raz znalazłem banknot 20 euro, leżący na środku chodnika.
Ale w latach 90 na swojej klatce schodowej trafiłem na ponad 1000 zł i to były wtedy miesięczne pobory. Ta kwota była w kopercie. To była renta mojej sąsiadki po mężu. Oczywiście, oddałem…
Tym razem @kaziu pojechałeś mocno po bandzie. Tak jedną wypowiedzią zjechać kilkumilionowy region to jest odwaga. Może bym w to uwierzył gdybym nie był stamtąd.
Również tych którzy wygrali, wszystkich wrzuciłeś do jednego brudnego worka.
Po bandzie.
A czytałeś dokładnie, napisałem że ogólnie na Śląsku. Czemu tam to nie wiem, niemniej kiedyś czytałem artykuł który opisał radość i szczęście, z wygranej akurat na śląsku - miasta nie podano. Babka która prowadziła tam punkt kolektury Toto Lotka sama oświadczyła - Witamy w szulerni i zapraszamy po kupony, i jednocześnie poświadczyła że najwięcej wygranych jest na Śląsku - czemu tam ?, bo to potwierdza historia wygranych. Mnie bardziej interesowało jak ?. Nikt z wygrywających nie grał systemowo a wygrywali naprawdę duże sumy. Kilka osób zastawiło wygrane kwoty na powtórne gry i kupony, i wszystko stracili - część posiwiała bo się załamali, i z tej części wylądowali w szpitalu, psychicznie nie rozumieli że stali się bankrutami. Ci którzy omineli szpital nie mieli kompletnie nic - nagle rodziny się ich pozbywały z domów. Inna część w tajemnicy do rodziny, spełniała swe marzenia w drogich hotelach, podróżach i panienkach. Poza tym były wywiady z tymi którzy wygrywali. Były analizy i rankingi punktów wygrywających Tyle pamiętam z artykułu, który mnie wówczas zszokował. Faktycznie hazard to brudna gra, gdzie większość jednostek chcących wygrać składa się na jedną wygraną, kosztem większości przegranych. Po bandzie to pojechał autor tego artykułu, mi nie musisz wierzyć, ja sam nie wierzyłem w to co czytałem
Widziales przegrywajace kasyno?
Nigdy w skali makro.Ale zdarzaly sie takie dni a nawet krotkie serie dni,w poznańskim Admiralu.
Oj rownie moze byc tak, ze na Slasku gra wiecej osob niz w innych regionach kraju i tym samym wygranych duzo?
A na wieksze pieniadze ludzie roznie reaguja.
Opis kilku milionow ludzi na podstawie jednego przypadku?
Ten artykuł też nawiązywał do bezrobocia, wówczas więcej osób obstawiało gry po kilka zakładów - jak była w regionie praca to mniej ludzi wybierało takie gry. Mnie cieszy to co mam, pieniądz szczęścia nie daje ! - nie kupię zdrowia, przyjaciół, a tylko ułatwia dalsze życie, bo psychicznie każdego stać na wszystko