Właśnie oglądam reportaż o rodzinie, która przyjęła dzieci niepełnosprawne. Pani Maciejko powiedziała coś ważnego, ze łzami w oczach, że to jest niesprawiedliwe, że jak rodzi się dziecko, to wszyscy się cieszą, gratulują, uśmiechają się, a jak dowiedzą się, że adoptujemy dziecko, to wszyscy mówią, że nas podziwiają. A to przecież dzieci, które zasługują na wspaniałe przyjęcie w domu, na torty, radość i tak jak te urodzone zasługują na te zachwyty.
Taka to chyba polska specyfika z ta adopcja.
Adopcja nie jest przeciez poswieceniem, a niestety, choc Morawiecki to nie moja bajka, to robienie sensacji z faktu, ze dzieci adoptowali tylko udowodnilo koltunstwo spoleczenstwa. Obowiązku adopcji podobnie jak posiadania dzieci genetycznych nie ma, a pakowanie sie z ocena, ze sierota czy dziecko porzucone to z zalozenia gorsze i ktos kto im da rodzine i dom wymaga tez specjalnego traktowania?
Pani Maciejko mówiła, że nigdy nie zapomni jak jeden z ich nowych synów powiedział, że widocznie jest jakiś zepsuty, bo nawet prawdziwa mama go nie chciała.
Sam tego nie wymyslil. Pewnie jakas zionaca miloscia blizniego sasiadka albo sasiad?
Podziw dotyczy przyjęcia i kochania nie swojego dziecka.
Miesza się to ze współczuciem i żalem że ktoś to dziecko porzucił.
Ja sie raczej spotykam ze zdaniem, ze takie adoptowane to gorsze. Daleko nie musze szukac, bo nawet moja matka tak twierdzi.
Z własnymi dziećmi są czasami kłopoty wychowawcze, ale z adoptowanymi jest gorzej. Te dzieci wymagają dużo więcej czasu, miłości, opieki, tłumaczenia nieraz podstawowych rzeczy. One nieraz przeszły już piekło w domu rodzinnym i w Domu Dziecka. Nieraz mają skrzywioną psychikę, którą tylko poświęcony im czas, pewność, że są kochane potrafią wyprostować. Zależy też w jakim wieku dziecko zostało adoptowane. Najmniej kłopotów jest przy adopcji niemowlaka, gorzej z dziećmi w wieku szkolnym.