To co dla kogo łatwe a co trudnego chyba bardzo indywidualna rzecz.
Ja mam wciąż prawie tak samo.Rzeczy których nie lubię lub mnie nie interesują,przyswajać na szczęście już teraz nie muszę.Rzeczy które lubię lub choćby tylko ciekawią mnie,lubie się uczyć nawet bardziej niż kiedyś.
Niestety,doba ma dalej jedynie 24 godziny
Ja lubiłem przedmioty ścisłe - matematykę, fizyke, astronomię, a także geografię. Inne znosiłem bo trzeba było. DO historii się przekonałem, gdy sprawdzałem wiedzę syna i jego prace domowe, ale uczyć sie z takich podręczników pełnych kolorowych map, diagramów, przekrojów, rysunków to sama przyjemność.
Była jeszcze wersja:
– Synku jak twoje świadectwo?
– Oj, tato, najważniejsze, że jesteśmy wszyscy zdrowi!
Podróż za jeden uśmiech…
Ojciec:
-Aaa,jak tam świadectwo?
Poldek:
-Symetrycznie!
-Symetrycznie???
-No tak.W środku piatka ze śpiewu a po bokach same trójki…
-Same trójki?
-No nie…W srodku piatka!!!
-Ech Ty…Że tez Tobie się jeszcze śpiewać chciało…“Symetrycznie”
Ha! U mnie to sie nazywało WOS i było obowiązkowe na maturze
Na maturze to nie,
Matematyka, polski i dwa przedmioty do wyboru, ale problem istnial.
Na szczescie historyczka, ktora uczyla tego z urzedu na “klasowkach” z peerelowskiej rzeczywistosci wolala poobserwowac swiat przez okno.
Propedeutyka -chyba coś takiego było u nas ale nikt poważny poważnie do tego nie podchodził,zwłaszcza,że było to niewyobrażalnie nudne.