Była bezsprzecznie nie tylko największą białą pieśniarką bluesową ,ale i z pogranicza soulu i rocka…
Była kłębkiem sprzeczności…Odludek który nigdy w swym szkolnym życiu,nie znalazł z nikim wspólnego języka a jednocześnie dziecko domagające sie wzmożonej uwagi i akceptacji…Zasluchana w głosy czarnych pieśniarek bluesowych,kompletnie ignorowała swych rówieśników dla których problemy rasowe były poważne i rzutowały bezdyskusyjnie na ich codzienność…Nieśmiała Janis,przemieniała sie w nieokiełznaną królową sceny od pierwszej do ostatniej minuty występu…
Jej niezapomniana wersja kołysanki Gershwina z koncertu w 1969 roku…
Janis do niemal każdej sesji,podchodziła z nowym zespolem akompaniującym.Najpierw Big Brother And The Holding Company,potem Kozmic Blues Band a tuż przed śmiercią,znakomita formacja,Full Tilt Boogie…
Ten drugi zespół wyróżniał sie znakomitą sekcją dętą.A Janis była wiecznie niezadowolona…“Potrafie być głosniejsza od was,nawet bez mikrofonu!”.I było wiadomo ze cytowany powyżej Kozmic Blues Band nie pogra z nią długo…
W miedzyczasie,Aretha Franklin miała powiedzieć że…“ta kobieta ma chyba diabła w gardle”
Jej ostatnia płyta wydana tuż po śmierci,nosiła tytuł"Pearl".I taki był pseudonim Janis…Wokalistki o nieprawdopodobnym temperamencie która potrafiła zauroczyć człowieka z zupelnie innej bajki,Leonarda Cohena…O ich spotkaniu opowiada piosenka Chelsea Hotel…
Sprzeczności…Identyfikowała sie z hippiesowskimi tłumami a jednocześnie nie miala z nimi wiele wspolnego.Poza łagodnościa,ekscentrycznością i niestety,narkotykami…Ona sama wielokrotnie podkreślała że dla niej liczy sie tylko śpiew…Reszta może sobie “płynąć”
Janis znaleziono w hotelu Landmark w Hollywood…Heroina i coś jeszcze…Raz jeszcze
Janis przeżyła 27 lat…