A może jeszcze nie miałeś okazji przekonać się o swojej słabości lub sile? Są wydarzenia, sytuacje, które potrafią tąpnąć twardzielem… Potrafisz przyznać się do słabości? Życie weryfikuje nasze mniemanie o sobie. Przekonałeś się o tym?
Zawsze byłem ekstrawertykiem i nie mam z tym żadnego problemu.Tzn. z przyznawaniem się do słabości czy,niekiedy niespodziewanej"twardości".
Z tym że,bardzo często reaguję inaczej niż to sie utarło.Wzrusza mnie przede wszystkim czyjś sukces,jego radość,szczęście.I to tak że usiedzieć nie mogę.Od Igi Świątek po mojego kolegę,szkolnego fajtłapę który od paru lat,odnosi sukcesy w biegach przełajowych i maratonach.Oczywiście w naszej kategorii wiekowej.
Na smutki i klęski staram sie reagować pomocą a nie łzami.Różnie z tym bywa ale prędzej się wścieknę niż łze uronię.
Poczucie słabości czy siły,może sie z wiekiem zmienić.Wkracza bowiem bezceremonialnie na scenę,poczucie bezradności,braku sił…Człowiek czuje się wtedy taki mały jak w dzieciństwie.Tyle że wtedy miało sie oparcie w rodzicach…Dzisiaj wydaje sie że samemu powinno się być opoką…Czy jednak tej pewności siebie nigdy nie brakuje?Hmmm…
Czasem trzeba pozwolić sobie na słabość, na poproszenie o pomoc, nie jesteśmy twardzielami, bo mamy uczucia, emocje, lęk o siebie, o kogoś.
Jestem raczej introwertyczką.
Ale zwykle straty liczę po bitwie. A nie lubię przegrywać…
Z pewnością choć nie przepadam za obciążaniem innych swymi kłopotami.Na szczęście nie dręczy mnie nic poważnego.
Twardość bywa bardzo przydatna i nie musi oznaczać braku uczuć.Ba!Jest w tym okazywaniu uczuć,bardzo pomocna.
Ja uważam siebie za słabego.
Chyba tak. Raczej nie przypominam sobie sytuacji w któych okazywałem słabość, a może po prostu życie mnie oszczędzało?
Ludzie myslą ze jestem silna. I tak traktują . Wszystkom sie zajmuje, wszyskimi opiekuje i o wszystko zamartwiam. Zawsze tak bylo. Ale to nie prawda. Czasem mam wszystkiego totalnie po kokardki. I chcialabym by wreszcie sie mną ktos zsopiekowal.
Wydaje mi się, że jestem silnym psychicznie zatwardziałym introwertykiem. Tak przynajmniej twierdziło i twierdzi trochę osób, które mnie poznały. Fizycznie również nie jestem chuchrem i w najbliższym otoczeniu panuje przeświadczenie, że nic mnie nie rusza i nie wzrusza… jednakowoż najsilniejszy chłop przy babie słaby jak niemowlę prawie. W związku z tym najbliższa mi osoba wie, kiedy życie mnie sponiewierało i faktycznie jest mi ciężko.
Nikt z nas nie przeżył wojny.A ta weryfikuje nie tylko stopień człowieczeństwa ale i wewnetrzne moce.Lub ich brak…Tak więc mamy to szczęście.Jak bardzo nieliczni w historii.
Przez kilkanaście lat,obserwowałem mego ojca.Żolnierza kampanii wrześniowej,jeńca oflagu…Konfrontowałem z masą zdjęć przedwojennych na których zawsze był pełen entuzjazmu i radości życia.
Wszystko to,odkąd zacząłem kojarzyć, było spowite mgiełką smutku,jakąś dziwną powściągliwościa a czasem trudną do uzasadnienia,nerwowością…
I tak chyba nauczyłem się te wszystkie kwestie twardości,siły itp. odnosić do tego wizerunku.Co jest oczywiście tylko częścią prawdy bo życie potrafi nie oszczędzać w każdych okolicznościach…
Niemniej…Nim zaczne narzekać,musi upłynąć wiele gorzkich dni.Bardzo wiele…
W obliczu cierpienia własnego lub osoby bliskiej silny być nie potrafię. Jestem tylko człowiekiem. I jestem realistą. Wiem że moja głowa ma ograniczenia