Robię tylko drobne zakupy na dziś. Nie kupuję churtowo - góra to pół reklamówki, bo jutro będą świeże produkty. Przy kasie automatycznej zasięg dzieci jest zminimalizowany - kostki / nogi / mam całe bo dzieciak chce się bawić, niektóre oplują ludzi. Zwrócić uwagę to napastować biedne dziecko, co pan wygaduje o spokojnym dziecku, policja ! itd
“Dziecko się tylko cieszyło” (tobie do ucha z piskiem 4kHz, 90dB), “ma potrzebę ruchu a kiedy ma się wykrzyczeć jak każdy mu zabrania?”…“nie lubi dzieci, czy ma dzieci? oby nie miał…biedne dzieci co nie mogły raz robić co im się zachce”“jak pluje i kaszle w twarz to musi sobie w życiu radzić…” “Brajnku nie biegaj między słoikami, bo się zmęczysz i spocisz…”
Mnie krzyk nie razi byle nie zachrypł i nie przeklinał jak szefc. Miałem i mam bliżniaki / parkę / , trzeba się było namęczyć by one chałasowały, lub im wymyślać zabawy. W domu siedziały mało kiedy, dużo więcej na podwórku, z mną spacerowały po lesie / maliny, jagody / nieraz po 10 km, i podziwiały przyrodę. Rozumieliśmy się wzrokowo, bez słów, krzyku, gróżb. Na zakupach to jak dorośli - brali co było potrzebne do koszyka i do kasy. Chyba były normalne ?
Nie. One były Twoje a swoje dziecko się inaczej odbiera. Podobno. A może jednak były normalne.
Hm uważam że były moje, sądownie też to potwierdziły, choć była kręciła że nie. To tak nie działa u mnie, twoje, sąsiada, sąsiadki to są nasze, w granicach ich prawa ! do zabawy czy nauki. Granica jest cienka - nie szkodzić im i sobie. Jeśli mam czas to bawię się z nimi, z moimi chodziłem na boisko, grałem w gumę, bawiłem się lalkami, klockami, samochodzikami, w sklep, chodziliśmy po drzewach, piekliśmy ciasto itd. ale częściej to one mi pomagały np w sprzątaniu ich pokoju czy w kuchni choć nie miały przymusu