Przez 9 to ja zawsze na palcach mnożę, inaczej nie umiem i siem nie wstydzę No ale ręce mogę trzymać dla niepoznaki nawet w kieszeni, przy mnożeniu :]
Poza tym, uważam że w czasach dawniejszych też ludzie mogli sobie nie radzić z tabliczką .mnożenia do dziś… nie każdy zostaje księgową… kwestia podejścia do nauki. Nie każdy był alfą i omegą.
Nów? masakra ciekawe ilu znów rzuciło te klątwy…
Umysł wymaga treningu tak, jak i mięśnie. Nie wymagajmy, żeby maszyny za nas myślały. Uczenie się czegoś na pamięć na pewno się przyda w życiu.
Znam gościa, który 6 lat dojeżdżał do pracy, ok 11 km zawsze na nawigacji. No i całkiem niedawno, gdy wracał po robocie do domu, zaraz po wyjeździe z firmy, navi mu padła. Zabłądził w połowie drogi. Dobrze, że mu w komórce bateria nie padła, bo zaczął wydzwaniać po znajomych, żeby ktoś po niego pojechał, ale były problemy, bo nie umiał ustalić gdzie jest. Ponadto ci, do których dzwonił, byli też nawigatorami, czyli też bez nawigacji ani rusz. Dopiero, gdy trafiło do mnie, znalazłem go bez trudu, choć na tej trasie tylko dwa razy byłem.
Podałem niby odległy przykład, ale chodzi mi o to, że jednak czasem na najnowszych technologiach nieźle przejechać się można, jeżeli nie umie korzystać się tylko ze swej głowy, a uczenie się tabliczki mnożenia, to jakiś trening w tym korzystaniu jest.
Zgadza się birbant, jednak czasy obecne rozleniwiają bardzo umysł. Za dużo urządzeń od wszystkiego, gdzie wystarczy włączyć przycisk i jest natychmiastowy efekt.
Problem pojawia się gdy komórka - bateria “padnie” i nagle kalkulatora brak… Niektórzy też nie mają orientacji w terenie - a są kierowcami, mój ojciec jako kierowca z mapą zawsze jeździł- nawet tranzytem, no bo żadne nawigacje nie były mu potrzebne - ja nie mam po nim tego “talentu” - tych predyspozycji (a może to wyćwiczył po prostu?) poruszania się po świecie - zawsze się gubię.
Haha! Ja też mam słabą orientację w terenie. I znam ten ból.
Ale z drugiej strony jest tak, że człowiek całe życie się uczy, a głupi umiera…
Tez takich widzialam, w trase z nawugacja, bez zadnej mapy. Nawet jakiejs starej, bo nawetnie wiem czy teaz jeszcze Michelin tak jak kiedys co roku papierwe atlasy drogowe wydaje? Chocby dla kolekcjonistow . Urzadzenie sie zepsulo i nie wiedza gdzie sa. Nawet z ustaleniem kraju problem.
No i pozostaje kwestia aktualizacji oprogramowania - trafisz z nawigacja na teren robot drogowych i jesli zle oznakowane objazdy to sluchajac tej szczekaczki mozesz w polu wyladowac.
Ale ogolnie urzadzenie wygodne, do kalkulatorow tez nic nie mam. Ale fakt, ze sa to urzadzenia, ktore rozleniwiaja.
To nie jest tak, że potępiam korzystanie z technologii. Wręcz przeciwnie jestem za. Ona, ta technologia ułatwia nam życie, pomaga i w ogóle. Ale to nie oznacza, że trzeba całkowicie jej zawierzać i zdawać się na nią, bo, póki co, umysłu nie zastąpi.
Problem w tym, ze dla wielu ludzi nauka i myslenie to bardzo uciazliwa czynnosc. Co widac w Katalonii, gdzie jak zniesli kwarantanne to druga fala covida, spowodowana glownie balangowaniem z powrotem zamknela w domach ponad 3 miliony ludzi.
Ja znam wiele kobiet, które sobie lepiej w terenie radziły aniżeli faceci. Żona mojego wujka uczyła go jeździć, przygotowywała go do prawka. Jakież to było upokarzające dla niego gdy już po egzaminie, wciąż musiała mu przypominać o tym, że za chwilę ma zjazd, bo jak przegapi to ( zmarnowane kolejne w życiu pół godziny na objazd:D no i kasa na paliwo przecież, czas…). Trzeba mieć jeszcze podzielność uwagi i szybkość reagowania… i wiele innych cech w tym komunikacyjnych w starciu z kierowcami i policją: ) Nie wszystko da się wyćwiczyć… trzeba się kontrolować…
Właśnie, że się da wyćwiczyć. Tylko, że trzeba się pomęczyć umysłowo i tu jest problem, bo to, naprawdę łatwe nie jest.
Mój zięć miał stwierdzoną lekarsko dysortografię, a bardzo chciał poprawnie pisać. On jeden wie i moja córka, ile ich to kosztowało. Dwa lata ciężkich ćwiczeń i pisania z czytaniem. Zięć, prawie w depresję wpadał, bo nie szło. I co? Wreszcie poszło, dziś pisze poprawnie i po polsku, a jeszcze nauczył się angielskiego i niemieckiego po tym treningu, tak mu umysł się wyćwiczył.
Ja też się do czegoś przyznam, nauczłyem się błyskawicznie, pisać też, ale tabliczki mnożenia nie mogłem pojąć. Umysł odrzucał. Dziś miałbym jakieś tam zaświadczenie od psychologa, ale nie w tamtych czasach i nie z moim ojcem. Postarał się o to bym tej tabliczki się nauczył. To był trudny okres mego dzieciństwa, ale dziś jestem za ten czas wdzięczny mojemu ojcu. Okazało się, że nauczyć się można, tylko nie wszystko przychodzi łatwo i przyjemnie. Niekiedy, to orka na kamienistym ugorze.
O tym jak sobie poradziłem z brakiem orientacji terenowej już mi się nie chce pisać w szczegółach, ale założenie było takie, że zawsze muszę wiedzieć, gdzie jestem i w którym kierunku muszę się poruszać i po czym to poznawać. Stworzyłem swój system uczenia się i poznawania terenu, a także koncentracji, która w tym temacie do tej pory jest mi niezbędna. I od dawna się nie gubię. Po prostu cały czas muszę myśleć w nieznanych mi miejscach. Gdy odpuszczę, mogę zaraz zabłądzić.
Musiałem dokładnie opanować praktycznie kierunki geograficzne i po czym je poznawać.
Każdy umysł to wielki potencjał, który jest zabijany przez umysłowe lenistwo.
Do niedawna do rebusów podchodziłem jak do chędożenia jeża i to bez lejka. A dziś nie dość, że je umiem rozwiązywać, to sam zaczynam je układać. Na stare lata, kuźwa…
Nie wszystko da się wyćwiczyć, tak szybko jak się by chciało… czasem można coś ćwiczyć i nigdy nie osiągnąć tak dobrego wyniku jak koleżanka czy kolega, bo jakieś predyspozycji genetyczne też są… tak uważam. Nie każdy ma lotny umysł… Fakt, gdy determinacji brak ( bo efektów szybko nie widać) można się po prostu poddać i zwalać winę na to czy owo. Nie każdy jednak będzie dobrym mówcą, najlepszy w sporcie etc. Prawdopodobnie nigdy? byś w te quizy nie wszedł gdyby nie znajomość z ludźmi z tego portalu, trzeba też widzieć innych w akcji… usłyszeć że niedawno zaczęli coś robić, lubić kogoś… i łatwiej wtedy nauka idzie…
Ja pamiętam w czasie mojego egzaminu magisterskiego profesor liczył mi średnią z indeksu właśnie na suwaku. Ale to był człowiek starej daty, a kalkulatory juz wtedy istniały
Liczenie średniej arytmetycznej (domyślam się) to dodanie kilku liczb i podzielenie sumy przez ilość tych liczb.
Jeżeli chcesz powiedzieć że to dodawanie wykonał na suwaku (w domyśle logarytmicznym) to cóż mogę innego zrobić jak głośno się roześmiać, jak z dobrego żartu. Albo że odegrał przed Tobą scenkę teatralną. Na suwaku najwyżej mógł wykonać końcowe dzielenie.
Jasne, zsumować takie liczby (od 2 do 5) można w pamięci, tylko potem podzielić przez ich liczbe.
Z tym 2+2 to taki rodzaj suwakowego szewskiego mata. Mozna pomnozyc 2x2 i otrzymac prawidlowy wynik
Jak kto zaawansowany to może podnieść 2 do kwadratu i też otrzyma wynik sumowania. Jak kto jeszcze lepszy to posłuży się silnią - równie skutecznie.
Matematyka to piękna i dziwna nauka.
Wyścig pokoju z Szurkowskim przejeżdżał przez moje miasto, cała szkoła była dopingować
Gdzie te czasy kiedy Wyścig Pokoju prawie co roku finiszował etapowo w moim mieście, najpierw na stadionie Ruchu a potem na Stadionie Śląskim. Kiedy całe miasto wylegało na główną ulicę którą kolarze zawsze przejeżdżali, a czasami wywalali się wjeżdżając w nie zabezpieczone szyny tramwajowe.