Upojny seks! Trafiło się birbantowi jak ślepej kurze ziarno
I na skargę biegali do rodziców
To potem mieli zapałki w dzwonkach i piach na wycieraczkach
Hahahaha!!
Malita kiedyś dzieci były zaradne!
O tak z kluczem na szyi w wieku siedmiu lat i bez telefonów
Psociliśmy, ale bardziej dla żartu/figli.
Najpierw wyjaśniłem, jak się u niej znalazłem, to mało nie zemdlała, że ta moja pomyłka, to taki przypadek, a później zostałem zaproszony i spędziłem miły weekend. Do tej pory utrzymujemy sympatyczny kontakt.
A było tak, kolega, wiedząc, w jakie okolice jadę, dał mi ważną przesyłkę do swej rodziny w tym samym mieście, co do niego musiałem jechać w sprawie mego taty. Miałem dokładny adres, ale mi pod deklem numer bloku mi się przestawił i tak się znalazłem u drzwi tej koleżanki. Otworzyła je, gdy zadzwoniłem, więc referuję temat i wręczam paczuszkę, a ona mi przerywa, gały ma jak spodki i wymienia moje imię. Później, jak już się rozgościłem, to mi powiedziała, że poznała mnie od razu mimo siwego łba i tak ją zamurowało, że nie wiedziała o czym mówię. A ja ją zacząłem kojarzyć, dopiero po kilku minutach, po wymieniu mego imienia i nazwiska. Chodziliśmy 8 lat do jednej klasy, a mieszkaliśmy od siebie o jedną ulicę.
W czasie wakacji mama chodziła do pracy a my byłyśmy same. Wiedzialysmy że mamy zjeść śniadanie, które przygotowała, obejrzeć Teleranek, a później mogłyśmy wyjść na podwórko. I nikt nie robił z tego problemu. Jedynie rower dostawałyśmy, gdy wracała mama lub tata. Mogłysmy też iść na lody albo kupić arbuza, jeśli rzucili w warzywniaku.
A jak klucz się zgubiło, to lufcikiem górnym do domu.
Tak samo jak u mnie.
Rodzice w pracy, a ja doglądałam wszystkiego
Kiedyś mama usmażyła mięso i miała popołudniową zmianę, a tato jeszcze z ranka nie wrócił.
Mówi do mnie “pamiętaj, żeby to mięsko za godzinę wyłączyć”, tak, tak mamo.
Tata wrócił, a tam ciemna plama w garnku i cała kuchnia dymu
To też, tak właziłam
Hahahaha. My jeszcze mogłyśmy jeździć na basen z koleżankami, bo tylko jednym autobusem się jechało.
A jeszcze lepsza, gdy wiele lat wcześniej, auta na parkingu gdańskiej Moreny pomyliłem nad ranem i wsiadłem, i zdążyłem nawet odpalić nie swojego Fiata 125. Kluczyli pasowały idealnie.
Mój stał sobie spokojnie po przeciwległej stronie tego parkingu.
Czasami robiłam wyprawy do babci na działkę, albo pod zakład pracy rodziców i potem razem wracaliśmy.
Na podwórku było tyle dzieciaków, że nie trzeba było nigdzie chodzić i zawsze znalazło się jakąś fajną zabawę.
O tak. My po mamę czasem chodziłyśmy.
Wakacje były boskie nawet na podwórku.
Kiedyś widziałem taki obrazek z takim tekstem:
Jeżeli wiesz, kto to jest, to jesteś ostatnim pokoleniem, które wie co to zabawa na podwórku.
No wiem, alf z 7 żołądkami
oj, z tymi wylacznikami to problem chyba jak perpetuum mobile - ja wychowana w blokach - nie pamietam, zeby gdziekolwiek i kiedykolwiek pomylek nie bylo, a od lat jeszcze doszly domofony.
po ciemku nie chodzilam, najwyzek ktos bywal zaskoczony…
Dobrze,zes nie przydzwonil gdzies w tych ciemnosciach.