poranek dnia wolnego (pierwszego). Siedzę przy kawie. Familija śpi a u mnie zegar biologiczny mówi że już rano i za nic nie mu mówić że można pospać.
Plan na dziś: filtr do basenu, drewno do cięcia no i płot.
Robicie sobie plany, których staracie się trzymać, czy lecicie na żywioł?
Zwykle żywioł. Jeśli planowanie to takie niezobowiązujące, łatwe do modyfikowania i bez zapisywania po to się robi za poważne.
Jasne ,że ma plan na dzisiaj . Planowałam już od maja tak żeby wszystko się zgrało czyli idę na miejscowa imprezę tzw. Kerwe będę się bawić .
Nie planuję wiecej niz godzinę do przodu , no moze dwie.
W weekendy mam takie plany mieć leżącą pracę
Raczej planuję.O ile mogę wybiegać z jakąś pewnością,wprzód.
Tak jest mi znacznie wygodniej.Oczywiście mam na myśli “things to do” czyli sprawy do załatwienia.
Towarzysko lub sportowo,ide na żywioł
Lubię mieć zaplanowane, rzadko kiedy idę na spontan. Dziś byłam w pracy (4 h), przyjechałam do domu i tak mnie zmogło spanie, że się położyłam. A później wstałam i wyszykowałam się na imprezę, na którą nie mam ochoty , ale małżonek nie odpuścił. I tak oto, korzystając z okazji, że nie ma jeszcze innych gości, weszłam teraz na neta zobaczyć co i jak.
Miłej zabawy!!!
Tez by mi sie przydalo…
Niestety,praca do rana.
Ale w poniedziałek lecę na pare dni do domu i sobie odbije!!!
Tyle prawie trwa seans filmowy😁
i mieć zajętą przynajmniej jedną dłoń - butelką piwa😁
Kiedy ja ostatnio w kinie bylam…
Planuję, ale nierzadko coś po drodzę może się zmienić lub dojść jakieś dodatkowe zadania.
Różnie to bywa. Czasem są takie dni, że mam coś zaplanowane: wizyta, brydż, lekarz, fryzjer - są to konkretne plany na konkretne dni i godziny, ale reszta dnia? Reszta zależy od mojego nastroju, chęci, pogody itp. nie będę planowała spaceru, sklepu, sprzątania, drzemki, gotowania, czytania czy odwiedzin sąsiedzkich, koleżeńskich lub rodzinnych, które potrafią też być bardzo długie. Gdybym od rana do wieczora miała wszystko rozplanowane, czułabym się pod presją. Nie potrafiłabym tak żyć.
O właśnie, presja planowania. Nie wiedziałam jak to nazwać. Dzięki.
Wiesz ile teraz trwają reklamy przed seansem. Ostatnim razem bałam się, że będą dłuższe niż sam film. Na szczęście seans trwał trzy godziny więc proporce były zachowane ale zrobił się z tego niezły maraton. Byłam w szoku.
Oppenheimer? Jakos ostatnio upaly i fiesty byly glownym problemem. Do kina daleko i oczywiscie blizsza cialu koszula. Plany skonczyly sie na planowaniu w znaczeniu lot slizgowy.
Czyli silnika w celu dotarcia do odleglego kina nie wlaczac. Moze sie przegrzac. Film nie zając.
Szału nie ma. Porządną amerykańska produkcja. Kilka fajnych scen. Ogólnie - nie uważam żebym straciła czas i wychodzić w trakcie nie miałam ochoty.