W Syrii i Turcji było trzęsienie ziemi. “Granica turecko-syryjska jest jedną z najbardziej aktywnych stref sejsmicznych na świecie. Poniedziałkowe trzęsienie ziemi było największym, jakie nawiedziło Turcję od 1939 roku, kiedy to we wschodniej prowincji Erzincan zginęło około 33 tys. ludzi. Z kolei w 1999 roku w trzęsieniu ziemi o sile 7,4 magnitudy śmierć poniosło ponad 17 tys. osób” [za:interia.pl]
Mało, że strefa sejsmiczna to jeszcze wojnę im rozpętali, fiutin Syrię też bombardował a świat nic nie robi dopiero jak się zatrzęsie, to wysyłają pomoc.
W Ukrainie trwa wojna a UE zwiększyła import z r. finansując działania ruskich w Ukrainie w tym mordowanie, gwałcenie, tortury i porywanie dzieci. O tym, co było w Czeczenii, Białorusi, Gruzji już wiadomo-i tak zwiększyli import. Tylko pieniądze i d się liczą
Ludzkość to zaraza
Ludzkość właśnie teraz pokazuje swe prawdziwe oblicze.
Piszesz o Turcji, czy o Ukrainie? Jeśli o Ukrainie, to rzeczywiście ludzkość pokazuje, tyle, że jedni pomagają, inni robią wszystko, by nie pomóc.
No właśnie mnie też to dziwi. Wojna w Syrii trwa od lat, a świat się obudził dopiero, gdy rozpoczeła się była wojna w Ukrainie. Druga sprawa, że Rosja jest obecna w Syrii już od lat, a świat się obudził dopiero, gdy Rosja rozpoczeła była wojnę w Ukrainie.
Nie chcę się powtarzać, ale nadmiernie konsumując, wspieracie m.in. wojny na świecie.
O wojnie w Ukrainie i chęci innych krajów do następnych konfliktów.Paru starych durniów,mających władzę zaczyna się zabawiać bezsensownie wysyłaniem na front młodych ludzi.
I i II wojny światowe oraz rewolucja francuska oraz bolszewicka wynikły z niedomiaru konsumpcji. Czyli odwrotnie niż twierdzisz. Inną sprawą jest, że w czasie wojen konsumpcja wzrasta, ale akurat nie ta, o której piszesz. Więcej konsumuje się stali, która w różnych postaciach służy do zabijania i niszczenia. W efekcie po takiej wojnie, żeby odbudować i usunąć zniszczenia kraju trzeba będzie zwiększyć możliwości konsumpcyjne, bo bez tego nie da rady.
Problemem nie jest konsumpcja sama w sobie tylko jej rozmieszczenie na świecie.
Projekta UE, które są dopiero projektami nie wynikają z chęci zwiększenia konsumpcji, ale z pokrycia niedoborów energetycznych. I nie wiadomo, czy wejdą w życie.
Kolego, jeżeli nie chcesz wspierać tej wojny, przestań zimą ogrzewać swoje mieszkanie i nie odżywiaj się tym, czego nie trzeba obrabiać termicznie. I w ogóle przejdź na lampy naftowe, bo używając prądu też wspierasz wojnę. Ale bądź oszczędny z tą naftą, bo to pochodna ropy i jak za dużo swiecił będziesz, to sam rozumiesz…, znów wspierał będziesz…
Rozumiem też, że jak mnóstwo ludzi straci pracę z powodu ograniczeń konsumpcji, to będziesz ich finansowo wspierał…
Ot to, konsumpcja sama w sobie jest procesem obojetnym. Jej struktura juz nie. A co do zmian w energetyce? Francja przylaczyla sie do projektu niebieski wodor. Farmy fotowoltaiczne czesciowo będą w Maroku. Czyli jest to nie tylko Europa.
Odchodzenie od wegla jako podstawy enegetyki? Powoli i z oporami staje sie faktem.
Co do Syrii? @Nunu jak swiat swiatem - katastrofy zawsze sie lepiej sprzedawaly niz czasy dobrobytu.
Konsumpcja jest głównym motorem rozwoju ludzkości. Bez niej wracamy do jaskiń. Sęk w tym, że, jak wyżej pisałem, nie jest równo możliwa dla wszystkich. Bieda jest tam, gdzie jest ograniczona. To nie jest wina samego zjawiska konsumpcji, niech ona nadal się rozwija. To jest wina polityki, a to już odrębny temat.
Szukanie zła w konsumpcji, to ślepy zaułek.
Nawet najbardziej prywatne firmy (np. rosyjskie) muszą płacić podatki, a potem z tych podatków są prowadzone wojny.
Jeżeli zaś chodzi o ludzi, ludzie by mieli mniej pracy i pieniędzy, ale potrzeb też by mieli mniej. Po co jakaś tam Kinderniespodzianka albo nowe ubrania z powodu tylko zmieniającej się mody?
Mogę dodać, że wojny to nie wszystko. Przecież są jeszcze zjawiska typu: niewolnictwo dzieci w Afryce, prześladowanie i wyzysk Ujgurów w ChRL, podtruwanie ludzi mieszkających w okolicy fabryk, chemia w żywności, że o niszczeniu środowiska nawet nie wspomnę.
A czy takie mrowki czy bobry nie przeksztalcaja srodowiska pod swoje potrzeby?
Ich też sie pozbyc?
Widziales kiedyś kolonię kormoranów i spustoszenie jakie sieje? Konsumpcja to nie tylko plastikowe reklamowki.
Mylisz pojęcia. Wskazane przez Ciebie zjawiska nie występują dlatego, że istnieje konsumpcja.
Mniej pracy i pieniędzy? Daniel, czy Ty słyszysz samego siebie?
Każde zjawisko. dosłownie każde, ma swe pozytywne i negatywne skutki. A więc i konsumpcja ma swe negatywne strony. Ale jest niezbędna. Ograniczanie jej, to, naprawdę, droga ku przepaści. Próby już bywały w historii i każda kończyła się wielkimi nieszczęściami.
Mam takie wspomnienie z lat 60 z przemówienia Gomułki, “geniusza” ekonomicznego. Przekonywał on naród w tej swojej przemowie, że jedzenie pomarańczy i innych cytrusów w PRL jest niewskazane, bo my mamy radziecką kukurydzę, a kapusta zastępuje Polakom jakieś tam inne egzotyczne owoce. No i ludzie widzieli pomarańcze oraz mandarynki, kubańskie tylko w święta dwa razy do roku, a o bananach, że są, dowiadywaliśmy się z w szkole na lekcji przyrody.
Ale, skoro już jesteś za tym ograniczeniem tej niedobrej konsumpcji, to daj ludziom dobry przykład, pozbądź się pralki, proszków do prania, zorganizuj sobie tarę i szare mydło i pierzcie sobie za pomocą tych akcesoriów, tak, jak robili to moi rodzice. Będzie ekologicznie i niekonsumpcyjnie.
Tez bedzie konsumpcyjnie
Najlepiej wcale nie prać
Akurat Gomułce chodzilo o witamine C w tej kapuście. A cytryny jak pamietam i inne dobra typu pistacje czy banany bywaly w Pewexie, wczesniej sklepach PeKaO. I dla bardziej wybranych Baltonie. Czasem na bazarach typu Rozyckiego. Tam czesto z kotami i psami udajacymi króliki i cielęcinę.
Istnieje taki grzech będący esencją wszystkich 7. Nieumiarkowanie.
Zgadza się, bo ta witamina C była jednym z głównych argumentów Gomułki. PKO, a następnie Pewex oraz Baltona, to połowa połowa lat 60. Przedtem sprawę ratowali tylko marynarze wracający z egzotycznych rejsów. Oni też zaopatrywali kraj w tzw świerszczyki.
Baltona, to była sieć sklepów, podobnych do Pewexu, ale w Baltonie można było kupować za złotówki i… taniej. Ale, ale…, trzeba było mieć tzw asygnatę i tylko na podstawie tej bumagi można było kupować w wyznaczonych terminach. Na tym dokumencie był wykaz, co dany posiadacz asygnaty mógł kupić. Asygnatę otrzymywali ludzie z wybranych zawodów, np rybacy bałtyccy i na niej było wyszczególnione, jakie produkta może sobie dany posiadacz nabyć. Baltony dotyczyły żywności.
Mój teść w Łebie, szyper kutra, dostawał takową asygnatę i nawet sklep Baltony był w tej miejscowości, ale czynny tylko w dniu otrzymania asygnat.
Dla normalnych klientów, Baltona, praktycznie nie istniała.
Były jeszcze świetnie zaopatrzone sklepy za firankami. Na terenie komitetów PZPR i tylko dla tych, którzy tam “pracowali”.
Milicja i wojsko miały swoje Konsumy i one po cichu podlegały Baltonie.
Wiekszosc porządnego zaopatrzenia byla dla szaraczkow lizaniem cukierka przez szybkę.
Wystawową.
Ja juz nie wspomne o talonach, sklepach górniczych i kolejek spolecznych
Minelo troche czasu i pojawia nam się pokolenie “przejedzonych”.
Dokładnie, tak. Z tym, że w latach 80 już i na wystawach sklepowych nic nie było.
Nawet w ubikacji używanie papieru toaletowego jest konsumpcją. Dodać trzeba jeszcze spuszczenie wody i umycie rąk. To już istne szaleństwo konsumpcyjne.
Bywal ocet i atrapy.
Banan był swego czasu taką egzotyką, że moment, kiedy jadłem go pierwszy raz pamiętam do dziś…
ja mam tak z orzeszkami pistacjowymi…