Siedzi sobie trzech facetów w poczekalni u bram niebios. A że się nudzą, to zaczęła się rozmowa:
Panie, jak to się stało, że tu jesteś?
Ano, wracam do domu, patrzę żona jakaś taka kwitnąca, leży naga w łóżku, na podłodze porozrzucane bety. Pomyślałem sobie, że kochanek jakiś ją odwiedził, to i pytam: A gach gdzie? A ona w płacz, że co ja sobie wyobrażam, że żadnego faceta tu nie było! No to zajrzałem pod łóżko (nie ma), do szafy (nie ma), do łazienki (nie ma). Ale wyjrzałem przez okno, ktoś się pod balkonem kręci. To złapałem pierwszą rzecz, co ją miałem pod ręką, mianowicie lodówkę, i rzuciłem. A że ciężka była, to zawału dostałem i tu się znalazłem.
Rozmówca się zaniepokoił i nie odzywa.
To teraz pańska kolej, jak się pan żeś tu znalazł?
Wyszedłem sobie na spacer z pieskiem, taka ładna pogoda, słonko świeci, ptaszki ćwierkają. Aż tu nagle zrobiło się ciemno. Spoglądam w górę, sprawdzić czy to nie jakaś chmura, a tu na mnie lodówka spada.
Nastąpiło milczenie, pełne zadumy, aż przedmówcy sobie przypomnieli o trzecim.
No, my tu o sobie już powiedzieliśmy, może się i pan podzieli ostatnimi momentami na ziemi.
No, dobrze. Było tak: Siedzę sobie spokojnie w lodówce…
Jestem w PL, jak wrócę do DE sprawdzę, bo dokładnie nie pamiętam. Szukałem w necie, ale tego wydania jakie mam nie znalazłem. Miałem zajrzeć do Poznania, bo dziś tam targi piwne, ale sobie odpuszczę, bo już na podobnej imprezie byłem, poza tym dziś mi nie po drodze Poznań.
Z lodowka to mi sie kojarzy nie kawal, tylko Aleksandr Karelin - rosyjski zapasnik wagi ciezkiej, niepokonany przez jakies 15 lat. W latach 90-tych zdominowal sport tak, ze rywale nadali mu ksywe “eksperyment” - ze niby czlowiek nie moglby byc w zapasach tak dobry. Nawiasem mowiac, jego sztandarowy manewr byl uwazany za niemozliwy do wykonania w jego kategorii wagowej.
I ktoregos razu dziennikarz zapytal go, kto byl dla niego najtrudniejszym przeciwnikiem. Karelin zastanowil sie chwile, po czym powiedzial:
“Lodowka. Zepsula sie winda i musialem ja sam wniesc po schodach na 8 pietro.”