Dziś dzień przedszkolaka?
Żona wyjechała w delegację. Mąż rankiem bierze dzieciaka i wiezie do
przedszkola.
- To nie nasze dziecko - mówi przedszkolanka.
Jadą do drugiego.
- Nie znamy pana synka - słyszy w drugim.
Jadą do trzeciego, czwartego? wszędzie tak samo. Nie zna-ą dzieciaka.
W końcu młody nie wytrzymał:
- Tato, zaliczamy jeszcze tylko jedno przedszkole i jedziemy do szkoły, bo się w końcu na lekcję spóźnię!
Mąż przyprowadził dziecko z przedszkola i mówi do żony:
- Nasz Jasio nie chciał wracać dziś do domu, całą drogę się wyrywał i płakał.
- Domyślam się, on po prostu nie jest naszym Jasiem.
Przychodzi mąż z dzieckiem ze żłobka, a żona mówi:
- Kochanie, przecież to nie jest nasze dziecko!
- No wiem, ale za to wózek ładniejszy.
- Mamy twego syna…
- To straszne! Czego chcecie?
- Przyjedź pan i go odbierz, zaraz zamykamy przedszkole.
Spotyka się dwóch malców przed przedszkolem.
Jeden mówi:
- Wiesz, że mój tata pływa w marynarce?
- A mój w kąpielówkach.
Babcia mówi do Jasia:
- Ja też kiedyś chodziłam do przedszkola.
- A kiedy?
- Dawno temu.
- Bardzo dawno?
- Bardzo.
- Gdy byłaś jeszcze małpką?
Dwóch przedszkolaków ogląda się za atrakcyjną dwudziestolatką.
- Popatrz, - mówi jeden z nich - musiała być całkiem, całkiem jak była młoda.
Przedszkole. Jasio zaczyna zwalać na podłogę zabawki
ustawione na półce.
Pani go pyta:
- Co robisz, Jasiu?
- Bawię się.
- W co?
- W ”Cholera, gdzie są te kluczyki od samochodu”.
Przedszkolanka zwraca uwagę Krzysiowi:
- Dlaczego używasz takich brzydkich słów, kto cię tego nauczył?
- Tatuś.
- Tatuś?! Ty nawet nie wiesz, co one oznaczają!
- A właśnie, że wiem! To znaczy, że samochód nie chce zapalić!
Wraca mały Jasio z przedszkola, gęba cała podrapana. Przerażona matka pyta:
- Synku, co ci się stało?
- Nic mamusiu, pani nam tylko kazała złapać się za rączki i tańczyć wokół choinki tyle, że dzieci było mało, a choinka zbyt rozłożysta.
Przechwalają się dzieci w przedszkolu:
- Ja mam aż dwie siostry i każda z nas ma własny pokój!
- E tam, u nas jest czwórka dzieci w domu i każdy ma własny rowerek!
- A nas jest ośmioro i każde z nas ma własnego tatusia!
Jasio został dyscyplinarnie wyrzucony z przedszkola.
Trafił do innego. Pyta tam znajomego:
- Można palić?
- Da się.
- Można pić wódkę?
- Jak się podzielisz z wychowawcą, to on nawet da szkło.
- A dziewice są?
- Czyś ty zgłupiał? Co ty, w żłobku jesteś?
Matka przychodzi odebrać dziecko z przedszkola. Widzi, że wszystkie dzieciaki bawią się w piaskownicy, a opiekun przysypia na ławce. Budzi go i ochrzania:
- Panie, a jak któreś dziecko wyjdzie z tej piaskownicy?!
- Nigdzie nie wyjdzie. Wi-Fi łapie tylko w piaskownicy.
Moje dziecko juz dawno z przedszkola wyroslo, ale takie dobranocki lubi
Ja tez kiedys chodzilam do przedszkola…
a ja nie chodzilam do przedszkola…
O. To mój dzień, bo do tej pory jestem honorowym przedszkolakiem Przedszkola Nr.1.
Zwykły przedszkolak Ziraael miał 4 lata.
Przedszkolak jak przedszkolak, każdy by pomyślał, jednak ten jeden dzień zmienił wszystko.
Okres przedwielkanocny. Środa, pamiętam jak dziś. Nie wiedzieć czemu, ale tego dnia nie zostałem przez starsze rodzeństwo odebrany z przedszkola. Dopiero mama, gdy wieczorem przyszła z pracy, zauważyła brak jednego potomka. Ot, spostrzegawczość.
Czteroletni potomek miał się w tym czasie całkiem nieźle, będąc pod opieką dwóch przedszkolanek. One takiego luksusu nie miały, bo był już wieczór, pozostałe dzieci dawno już w domach, tylko jeden się ostał. Osesek.
Co to począć, co tu robić? Co tu z taką zgubą zrobić?
Postanowiły zabrać mnie do hotelu nauczycielskiego, w którym mieszkały, a na drzwiach przedszkola umieścić kartkę z tą informacją. Postanowione i prawie zrobione. Prawie, bo okazało się, że młode przedszkolanki mają problem z poprawnym napisaniem mojego nazwiska, które nie jest typowo polskie. Kombinują jak Bruner z Brzęczyszczykiewiczem, a ja, mimo że zajęty zabawą klockami, nie mogłem patrzyć na te męki.
- To może ja sam się podpiszę, skoro Panie nie wiedzą jak?
Wyrazy twarzy przedszkolanek były niewątpliwie bezcenne, ale nie interesowało mnie to. Przerwawszy zabawę klockami, z gracją omijając opadniete szczęki wychowawczyń, podszedłem i poprawną niemszczyzną nasmarowałem na kartce swoje nazwisko.
Kartka zawisła na drzwiach przedszkola, a my wspólnie udaliśmy się tramwajem do hotelu nauczycielskiego, gdzie zostałem na kolacje poczestowany kanapkami z wędliną.
-Jak to z wędliną? Przecież dziś jest środa. Post. (wtedy poszczono we środy i piątki).
.na podłogę juz nic nie mogło spaść, bo szczęki wychowawczyń zostały w przedszkolu.
Ja tylko slyszalam o poście w środę popielcowa…
A owe szczęki na podłodze to widok znajomy, bo ja nie pamiętam czasów kiedy nie umiałam czytać i miny osób, które dziecka nie znały, maluch czytający gazetę babci (bo akurat znowu zapomniała okularów) a nie odwrotnie bywał szokiem.
Ja niestety tez nie. Tzn. chodzilam, ale tylko kilka dni…
5-letni Bartek wraca ze szkoły. Podjeżdża samochód. Kierowca opuszcza szybę i mówi:
- Wsiadaj do środka, dam Ci 10 zł i lizaka.
Kuba nie reaguje i przyspiesza kroku. Samochód powoli toczy się za nim. Znowu się zatrzymuje: - No wsiadaj, dam Ci 20 zł, lizaka i chipsy.
Kuba ponownie kręci głową i przyspiesza kroku. Samochód powoli jedzie za nim: - No nie bądź taki! Moja ostatnia oferta: 50 zł, chipsy i cola.
- Oj, nie tato. Kupiłeś Matiza, to naucz się z tym żyć.
No sie posiusialam…