W 1967 zadebiutował w Krakowie na festiwalu piosenki studenckiej niezapomniany Marek Grechuta.
Zdobył wówczas II nagrode za Tango Anawa.
Grechutę bardzo lubilam…
Jeden z trzech moich polskich ulubionych artystów.
Jego nie dało się nie lubić ![]()
Z pewnością artysta wyjątkowy,niepowtarzalny który znalazł swoją droge skutecznie omijając wsciekłą nienawiść bonzów partyjnych wobec rocka.
Lubiłem go bardzo tak do konca lat 70-tych.Od czasu"Wiosna,ach to ty…" nieco mniej…Ale plyty z Anawa i z grupą Wiem,stoją dumnie na półce.
I nie wyobrażam sobie sceny muzycznej bez Marka.Poruszał tyle czułych strun,prezentowal najpiekniejszą poezję,skupiał wokół siebie wyjatkowych muzyków [Jan Kanty Pawluśkiewicz,Z.Wodecki,bracia Ścierańscy,Marek Jackowski…]
Na początku lat 70-tych,chyba najważniejsza postać obok oczywiście Czesława Niemena…
Miałam chłopaka do niego podobnego…zawsze mi go przypomina. Co do Grechuty w latach 90 byłam na jego koncercie i wtedy wyglądał już kiepsko, byłam przekonana, że był pijany, bo jeszcze nikt nie wiedział o jego chorobie.
Podobno dalo. Moja mama go nie toleruje jak laktozy…
.
Może miał jakąś cechę charakteru lub wyglądu kogoś, kogo Twoja Mama z innego powodu nie lubi? Czasem zresztą nie lubi się kogoś bez powodu.
A co miało mu się podobać śpiewanie dla bezmyślnych, nieharmonijnych, patologicznych ludzi? Za ich głupie oklaski?
Nie, ona podatna na telewizyna i nie tylko takie sugestie. W TV w czasach jak ta muzyka powstawala mowili, ze to paskudne, hipisy czy bikiniarze jakies a nie muzycy, zagrazajacy uznanemu porzadkowi pajace? I tak jej zostalo.
Aktualnie jest od lat zmoheryzowana, wiec wyrocznia jest kur - wizja i ojdyrowa Trwam.