To mi teraz przypomniałeś, że gdy byłam w pierwszej klasie - razem z bratem zrobiliśmy pożar w mieszkaniu. Byliśmy sami (tata na poligonie, mama u chorej babci, a my zamknięci). Wymyśliliśmy, że napalimy w piecu kuchennym. Zapałki schowane, ale sami kiedyś widzieliśmy, że jak mama nie miała zapałek, to podpalała kawałkiem gazety rozpalanym od malutkiej kuchenki elektrycznej (takiej ze spiralą w środku). No to my też. Ale od płonącej gazety zapaliła się firanka i… No właśnie spłonęło wyposażenie kuchni, popaliły się i potłukły szyby (a to zima była), spłonęły nasze ubrania (szafa wnękowa w przedpokoju). Do pokojów na szczęście pożar nie dotarł. Strażacy ugasili. Nam też nic się nie stało, bo zaczęliśmy się drzeć i sąsiedzi wyważyli drzwi.
Hehehe - spalił się mój elementarz i mama kupiła mi nowy a w szkole pani akurat po kilku czy kilkunastu dniach tłumaczyła, że należy szanować książki. I wzięła z mojej ławki pokazać reszcie dzieci mój nowy elementarz, że niby niezadługo będzie koniec roku, a mój elementarz wygląda jak nowy. Nic nie powiedziałam i może dlatego ten moment do tej pory pamiętam, że przyjęłam w milczeniu pochwałę, która absolutnie mi się nie należała, więc do tej pory dziwnie i nieswojo się z tym czuję. Niektórych spraw po latach jednak nie da się naprawić. I to nie to, że chcę być świętsza od papieża, tylko, że jakieś elementarne zasady uczciwości obowiązują jednak nawet dzieci.
Byłam nadgorliwa w pracy.
Przypomniał mi sie jeszcze pomysł z kolonii - łapaliśmy muchy żywcem (musiały być duże) i przywiązywaliśmy im do łapek kilkunastocentymetrowy kawałek nitki, fajnie było patrzeć jak latają z takim ogonem
Czytam to raz jeszcze i widze żeś acan,przedni wariat!
I bardzo mi sie to podobuje
Nie wiem czy juz pisalem ale na weselu mojego brata którego żona byla/jest córką zakladu fryzjerskiego,nim poszedlem jako szczeniak w tango,spryskalem galarty i inne takie,wodą kolońską!
Malo kto sie przejął a wszystko “wsiąkło”.Jak to na weselu…
Jakie bylo moje zdziwienie gdy nastepnego dnia ktos mi doskoczyl z pytaniem:Ty czy Ala?Gadaj!!!
Po rycersku wziąlem wszystko na klatę…No…Moze klatke dwunastolatka Tym bardziej ze idea byla moja…
I co?Działało?
Mieszkalem w bloku jedynie 3 miesiace w zyciu…Ale i tak,i to mimo doroslości,wyobrażałem sobie coś takiego…
No prosze…Jeszcze jeden wariat!
Welcome…[to the club]
Działało, ale jakoś tak niedługo potem zaczęła się ta pandemia i pan przestał się pojawiać. Szkoda. To znaczy szkoda, bo fajny towar miał, a to, że sam też był fajny nie powinno mnie interesować
Po prostu piękne!
Aż sie zaczytałem…
A ten ogień to chyba dla dziecka"ma coś w sobie"
Zetknęłaś sie kiedyś z zapałkami typu"sztormówki"?
Wyglądaly jak takie male panzerfausty.Raz zapalone nie do ugaszenia!I takimi kiedyś zapałkami,raczyłem mojego kolegę Romana…Az mu sie do twarzy przykleiły!
On chyba ma te blizne do"dzisiaj".Nie wiem ale ostatni raz widzialem go ok.20 lat temu…Nie patrzyl na mnie zbyt przyjaznie…
Widziałam takie zapałki i widziałam ich działanie (jednej czy dwóch), ale w rękach nie miałam.
Mogliśmy się tam spalić
'…fajny towar miał…"
Jejku… No ten aptekarski
No,no
Pierwszego wrazenia nie zbijesz byle pionkiem
Żartuje…Mnie sie też żarty trzymają
Czekaj, czekaj… Ja też Cię kiedyś złapię za słówko (jak nie zapomnę)
Juz sie cieszę!
Serio!
Z tego zawsze są jakieś jaja
Z łapania to jaja są zadowolone
Za komuny kosztowaly w kiosku 1zl.To bylo nawet sporo…Niebezpieczna zabawka!!!
Ja skojarzyłam z kwadratowymi
A to juz chyba przykre?
Swoje głupie pomysły za dorosłości, to ja pominę milczeniem. Zresztą jeden z nich opisałem, który miał miejsce na bocznicy kolejowej.
Ale, na początku 6 klasy będąc, z dwoma kolegami wpadliśmy na pomysła, by uciec w szeroki świat. Nie pamiętam, który z nas trzech był pomysłodawcą, ale wszyscyśmy tę ideę przyjęli jednomyślnie z wielkim niekłamanym entuzjazmem. To był środek tygodnia, październik i mżyło. Nie zraziło to nas, każdy z domu zaciachał aprowizację żywieniową i proszę uważać, każdy z nas kilka kartofli, kilka cebul, trochę jabłek, ze dwa bochenki chleba i kostkę smalcu i coś tam jeszcze. Oraz uzbroiliśmy się po jednej fince. żebyśmy całkiem bezbronni nie byli. No i zamiast do szkoły przemknęliśmy się konspiracyjnie na dworzec i tam przyczailiśmy się na osobowy do Wejherowa, aby przesiąść się tam na kolejkę do Gdyni, następnie udać się do portu i zablindować się na jakimś statku.
Taki to był ambitny plan.
Co do jego realizacji, to pierwsza faza wyszła nam idealnie, pociąg podstawili, a myśmy wsiedli, licząc, że na gapę się uda. Niestety, niecałe 15 km dalej w Strzebielinie wsiedli rewizorzy. Akurat zauważyłem ich wychodząc z ubikacji. Wrzasnąłem do kolesi, że kontrol, zanurkowałem pod rękami jednego z rewizorów i wyskoczyłem z ruszającego pociągu. Kolegom się to nie udało i wpadli, jak śliwka w kompot. Kiedy znalazłem się na peronie szczęśliwy, że nie dałem się złapać, wyłonił się następny problem, bo do domu było dość daleko, padał deszcz. Moje poczucie szczęścia ulotniło się natychmiast. No i cóż było robić?
Szosą wróciłem do domu, co trwało około trzech godzin, a padać nie przestało. Już przed domem byłem tak zrezygnowany, że przestałem się martwić, co na to moi rodzice…
Koledzy mieli o tyle lepiej, że ich milicja do domu przywiozła… Nie przemokli, jak ja…
Jednak jeszcze jeden pomysł z młodzieńczości wspomnę, a co mi tam. Miałem w granicach 18 lat i zachciało mi się wejść na dach dworca kolejowego. Po spożyciu, oczywiście. A tam zachciało mi się siku, no to zacząłem sikać, chcąc radośnie trafić w kolegów na dole. Ale to, akurat nie byli kumple, tylko patrol milicji. Rozwścieczeni wszczęli pogoń, ale im zwiałem…
Nie wiedzieć czemu, ale te moje pomysła zawsze jakiś związek z koleją miały…
Ja pier…
@Birbant rozpisał sie na pół roku wprzód!!!
“finka i kostka smalcu”…Dzisiaj musiałbyś innym to tłumaczyć!
Moja wyprawa,bardzo podobna choć ze 400 km niżej,skończyła sie rzyganiem…I nie mam nic na usprawiedliwienie…Moze tylko to ze wszyscy rzygali po truciznie zwanej chyba Vistula…
A autorem takich wypadów byl Bahdaj Adam.W"Podrozy za jeden uśmiech" jest o tym sporo
Dzisiaj w Wejherowie…Bylem tam 2 lata temu…Smutno jakos…Wszystkie znane mi miejsca,rdzewieją…
Ale,ale…Po co wlaziłeś na ten dach???Zeby im nalać za kołnierz???
Fuckt…
Nikomu nie szczałem ale to mi przypimina ucieczke w Miedzyzdrojach.Ani oni mnie specjlnie nie ścigali,ani ja nie popelniłem zbrodni…
Ale jak wiesz…Wtedy juz sam widok munduru=kłopoty…A jak jeszcze piwo krążyło w żyłach
Nie mam pojęcia, po co ja na ten dach wlazłem? Napiłem się siary, to i wlazłem…
A kolesi chciałem osikać tak dla kawału, bo to wtedy bardzo śmieszne mnie wydawało się. Przecież miało być o głupich pomysłach, to trzymałem się temata.
Tymczasem kolesie zobaczyli tych krawężników, to się ulotnili, a ja tych manewrów nie zauważyłem tym bardziej, że to w nocy było…