Na jaki głupi pomysł kiedyś wpadłeś?

To mi teraz przypomniałeś, że gdy byłam w pierwszej klasie - razem z bratem zrobiliśmy pożar w mieszkaniu. Byliśmy sami (tata na poligonie, mama u chorej babci, a my zamknięci). Wymyśliliśmy, że napalimy w piecu kuchennym. Zapałki schowane, ale sami kiedyś widzieliśmy, że jak mama nie miała zapałek, to podpalała kawałkiem gazety rozpalanym od malutkiej kuchenki elektrycznej (takiej ze spiralą w środku). No to my też. Ale od płonącej gazety zapaliła się firanka i… No właśnie spłonęło wyposażenie kuchni, popaliły się i potłukły szyby (a to zima była), spłonęły nasze ubrania (szafa wnękowa w przedpokoju). Do pokojów na szczęście pożar nie dotarł. Strażacy ugasili. Nam też nic się nie stało, bo zaczęliśmy się drzeć i sąsiedzi wyważyli drzwi.
Hehehe - spalił się mój elementarz i mama kupiła mi nowy a w szkole pani akurat po kilku czy kilkunastu dniach tłumaczyła, że należy szanować książki. I wzięła z mojej ławki pokazać reszcie dzieci mój nowy elementarz, że niby niezadługo będzie koniec roku, a mój elementarz wygląda jak nowy. Nic nie powiedziałam i może dlatego ten moment do tej pory pamiętam, że przyjęłam w milczeniu pochwałę, która absolutnie mi się nie należała, więc do tej pory dziwnie i nieswojo się z tym czuję. Niektórych spraw po latach jednak nie da się naprawić. I to nie to, że chcę być świętsza od papieża, tylko, że jakieś elementarne zasady uczciwości obowiązują jednak nawet dzieci.

6 polubień

Byłam nadgorliwa w pracy.

3 polubienia

Przypomniał mi sie jeszcze pomysł z kolonii - łapaliśmy muchy żywcem (musiały być duże) i przywiązywaliśmy im do łapek kilkunastocentymetrowy kawałek nitki, fajnie było patrzeć jak latają z takim ogonem :slight_smile:

2 polubienia

Czytam to raz jeszcze i widze żeś acan,przedni wariat!
I bardzo mi sie to podobuje :rofl: :rofl: :rofl:
Nie wiem czy juz pisalem ale na weselu mojego brata którego żona byla/jest córką zakladu fryzjerskiego,nim poszedlem jako szczeniak w tango,spryskalem galarty i inne takie,wodą kolońską!
Malo kto sie przejął a wszystko “wsiąkło”.Jak to na weselu…
Jakie bylo moje zdziwienie gdy nastepnego dnia ktos mi doskoczyl z pytaniem:Ty czy Ala?Gadaj!!!
Po rycersku wziąlem wszystko na klatę…No…Moze klatke dwunastolatka :innocent:Tym bardziej ze idea byla moja…

3 polubienia

I co?Działało?

1 polubienie

Mieszkalem w bloku jedynie 3 miesiace w zyciu…Ale i tak,i to mimo doroslości,wyobrażałem sobie coś takiego… :innocent:
No prosze…Jeszcze jeden wariat!
Welcome…[to the club] :wink:

1 polubienie

Działało, ale jakoś tak niedługo potem zaczęła się ta pandemia i pan przestał się pojawiać. Szkoda. To znaczy szkoda, bo fajny towar miał, a to, że sam też był fajny nie powinno mnie interesować :innocent:

3 polubienia

Po prostu piękne!
Aż sie zaczytałem…
A ten ogień to chyba dla dziecka"ma coś w sobie"
Zetknęłaś sie kiedyś z zapałkami typu"sztormówki"?
Wyglądaly jak takie male panzerfausty.Raz zapalone nie do ugaszenia!I takimi kiedyś zapałkami,raczyłem mojego kolegę Romana…Az mu sie do twarzy przykleiły! :shushing_face:
On chyba ma te blizne do"dzisiaj".Nie wiem ale ostatni raz widzialem go ok.20 lat temu…Nie patrzyl na mnie zbyt przyjaznie…

3 polubienia

Widziałam takie zapałki i widziałam ich działanie (jednej czy dwóch), ale w rękach nie miałam. :slightly_smiling_face:
Mogliśmy się tam spalić :wink:

2 polubienia

'…fajny towar miał…" :rofl: :joy: :joy:

1 polubienie

Jejku… No ten aptekarski :upside_down_face:

1 polubienie

No,no :wink:
Pierwszego wrazenia nie zbijesz byle pionkiem :wink:
Żartuje…Mnie sie też żarty trzymają :innocent:

1 polubienie

Czekaj, czekaj… Ja też Cię kiedyś złapię za słówko (jak nie zapomnę) :wink:

1 polubienie

Juz sie cieszę!
Serio!
Z tego zawsze są jakieś jaja :joy:

1 polubienie

Z łapania to jaja są zadowolone :grimacing::grimacing::grimacing:

4 polubienia

Za komuny kosztowaly w kiosku 1zl.To bylo nawet sporo…Niebezpieczna zabawka!!!

2 polubienia

Ja skojarzyłam z kwadratowymi :wink:
A to juz chyba przykre?

Swoje głupie pomysły za dorosłości, to ja pominę milczeniem. Zresztą jeden z nich opisałem, który miał miejsce na bocznicy kolejowej.

Ale, na początku 6 klasy będąc, z dwoma kolegami wpadliśmy na pomysła, by uciec w szeroki świat. Nie pamiętam, który z nas trzech był pomysłodawcą, ale wszyscyśmy tę ideę przyjęli jednomyślnie z wielkim niekłamanym entuzjazmem. To był środek tygodnia, październik i mżyło. Nie zraziło to nas, każdy z domu zaciachał aprowizację żywieniową i proszę uważać, każdy z nas kilka kartofli, kilka cebul, trochę jabłek, ze dwa bochenki chleba i kostkę smalcu i coś tam jeszcze. Oraz uzbroiliśmy się po jednej fince. żebyśmy całkiem bezbronni nie byli. No i zamiast do szkoły przemknęliśmy się konspiracyjnie na dworzec i tam przyczailiśmy się na osobowy do Wejherowa, aby przesiąść się tam na kolejkę do Gdyni, następnie udać się do portu i zablindować się na jakimś statku.
Taki to był ambitny plan.

Co do jego realizacji, to pierwsza faza wyszła nam idealnie, pociąg podstawili, a myśmy wsiedli, licząc, że na gapę się uda. Niestety, niecałe 15 km dalej w Strzebielinie wsiedli rewizorzy. Akurat zauważyłem ich wychodząc z ubikacji. Wrzasnąłem do kolesi, że kontrol, zanurkowałem pod rękami jednego z rewizorów i wyskoczyłem z ruszającego pociągu. Kolegom się to nie udało i wpadli, jak śliwka w kompot. Kiedy znalazłem się na peronie szczęśliwy, że nie dałem się złapać, wyłonił się następny problem, bo do domu było dość daleko, padał deszcz. Moje poczucie szczęścia ulotniło się natychmiast. No i cóż było robić?

Szosą wróciłem do domu, co trwało około trzech godzin, a padać nie przestało. Już przed domem byłem tak zrezygnowany, że przestałem się martwić, co na to moi rodzice…

Koledzy mieli o tyle lepiej, że ich milicja do domu przywiozła… Nie przemokli, jak ja…

Jednak jeszcze jeden pomysł z młodzieńczości wspomnę, a co mi tam. Miałem w granicach 18 lat i zachciało mi się wejść na dach dworca kolejowego. Po spożyciu, oczywiście. A tam zachciało mi się siku, no to zacząłem sikać, chcąc radośnie trafić w kolegów na dole. Ale to, akurat nie byli kumple, tylko patrol milicji. Rozwścieczeni wszczęli pogoń, ale im zwiałem…

Nie wiedzieć czemu, ale te moje pomysła zawsze jakiś związek z koleją miały… :shushing_face:

7 polubień

Ja pier…
@Birbant rozpisał sie na pół roku wprzód!!!
“finka i kostka smalcu”…Dzisiaj musiałbyś innym to tłumaczyć! :joy:
Moja wyprawa,bardzo podobna choć ze 400 km niżej,skończyła sie rzyganiem…I nie mam nic na usprawiedliwienie…Moze tylko to ze wszyscy rzygali po truciznie zwanej chyba Vistula…
A autorem takich wypadów byl Bahdaj Adam.W"Podrozy za jeden uśmiech" jest o tym sporo :innocent:
Dzisiaj w Wejherowie…Bylem tam 2 lata temu…Smutno jakos…Wszystkie znane mi miejsca,rdzewieją…
Ale,ale…Po co wlaziłeś na ten dach???Zeby im nalać za kołnierz???
Fuckt…
Nikomu nie szczałem ale to mi przypimina ucieczke w Miedzyzdrojach.Ani oni mnie specjlnie nie ścigali,ani ja nie popelniłem zbrodni…
Ale jak wiesz…Wtedy juz sam widok munduru=kłopoty…A jak jeszcze piwo krążyło w żyłach :wink:

2 polubienia

Nie mam pojęcia, po co ja na ten dach wlazłem? Napiłem się siary, to i wlazłem… :grinning:

A kolesi chciałem osikać tak dla kawału, bo to wtedy bardzo śmieszne mnie wydawało się. Przecież miało być o głupich pomysłach, to trzymałem się temata. :stuck_out_tongue_winking_eye:

Tymczasem kolesie zobaczyli tych krawężników, to się ulotnili, a ja tych manewrów nie zauważyłem tym bardziej, że to w nocy było… :crazy_face:

1 polubienie