Mamy dziś Dzień Apostołów.
Ilu ich tak naprawdę było to do końca nie wiadomo, ale do legendy przeszło 12 – nie dlatego, że tylu było ich faktycznie a wynikało z tradycyjnej wiary w magie liczby 12 sięgająca chyba jeszcze czasów sumeryjskich (a i do dziś wiele rzeczy liczymy na tuziny).
Wszyscy byli Żydami w sensie grupy etnicznej posługującej się językiem hebrajskim, cześć z nich włączając Piotra była żonata.
Zresztą w ówczesnych czasach zdaje się mężczyzna w sile wieku nieposiadający zony był nieco podejrzany…
W zasadzie było ich 13, bo „zdrajcę Judasza” po ponoć jego samobójczej śmierci zastąpił Maciej. Pojawia się też pięciu innych, ale poza imionami nic więcej o nich nie wiemy.
Pozostańmy przy tuzinie. I ich szefie.
To tyle słowem wstępu.
Apostołowie grali w kości. Piotr cały czas wygrywa. Dosiadł się do nich Jezus. Rzucił Piotr i wypadły same szóstki i rzucił Jezus i wypadły same siódemki. Rzekł Piotr:
- Panie tylko bez cudów, albowiem gramy na pieniądze.
- Jezus: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem…
Z tłumu wylatuje niewielki kamień, Magdalena dostaje nim w głowę. - Jezus: Mamoooo, jak Ty mnie czasem denerwujesz…
Po weselu w Kanie Galilejskiej wszyscy leżą skacowani, w pewnej chwili z jednego końca sali słychać głos: - Wyślijcie kogoś po wodę!
Na to głos z drugiego końca sali: - Tylko nie Jezusa!
Pewnego dnia Jezus zwołał w niebie świętych i apostołów i powiedział: - Na ziemi źle się dzieje. Słyszałem na temat rozprzestrzeniającej się tam pladze narkomanii i musimy coś z tym zrobić, lecz problem w tym, że niezbyt wiele o tym zjawisku tak naprawdę tutaj wiemy. W związku z tym wysyłam was wszystkich z misja na ziemie: idźcie i zdobądźcie próbki różnych narkotyków. Kiedy to się wam uda, wróćcie tutaj do mnie i razem przyjrzymy się z czym mamy do czynienia.
Jak postanowił, tak się też stało. Apostołowie udali się na ziemie i po jakimś czasie zaczęli powracać ze zdobytymi narkotykami. - Puk, puk! - rozległo się u drzwi Jezusa.
- Kto tam?
- Św. Piotr.
- Co przytargałeś?
- Marihuanę z Kolumbii.
- Ok. wchodź.
- Puk, puk!
- Kto tam?
- Św. Marek.
- Co przytargałeś?
- Haszysz z Amsterdamu.
- Ok. wchodź.
- Puk, puk!
- Kto tam?
- Św. Paweł.
- Co przytargałeś?
- Konopie z Indii.
- Ok. wchodź.
- Puk, puk!
- Kto tam?
- Św. Łukasz.
- Co przytargałeś?
- Opium z Indonezji.
- Ok. wchodź.
- Puk, puk!
- Kto tam?
- Św. Krzysztof.
- Co przytargałeś?
- LSD i trochę trawki z jakichś akademików w Europie.
- Ok. wchodź.
I tak po pewnym czasie zebrał się już prawie cały komplet. - Puk, puk! Rozległo się raz jeszcze.
- Kto tam?
- Judasz.
- Co przytargałeś?
- FBI!!! Łapska w górę, gębami do ściany i nie ruszać się!!!
Judasz: - To co, wpadniesz w piątek?
Jezus: - Tak, będę.
Judasz: - Super. Zapowiada się świetna ostatnia wieczerza.
Jezus: - Co?
Judasz: - Nic, nic … Normalna wieczerza z kolegami.
Jezus z Mojżeszem poszli sobie popykać w golfa. Stanęli na polu, Jezus
ustawił piłeczkę, pacnął i poleciała na środek jeziora. Pływa sobie na
wodzie. Jezus niewiele myśląc podszedł po wodzie do piłeczki, uderzył i
wpadła do dołka. W tym momencie do grających podszedł staruszek i
zapytał czy może się dołączyć. - Jasne - odpowiedzieli razem - Twoja kolej będzie po Mojżeszu.
- Ok - zgodził się starzec.
Mojżesz ustawił piłeczkę, uderzył, piłka poleciała na środek jeziora i
zatonęła. Mojżesz rozstąpił wody, podszedł do piłeczki, uderzył i
wpadła do dołka.
Nadeszła kolej na staruszka. Ustawił, uderzył. Piłka poleciała na
środek jeziora i zatonęła. Przepływająca ryba złapała w pyszczek piłkę
i odpłynęła. Zobaczył do z góry orzeł, zanurkował, złapał rybę i
odfrunął. Leciał z rybą w szponach. Gdy przelatywali nad dołkiem ryba
wypuściła z pyszczka piłeczkę, która trafiła wprost do dołka.
Mojżesz popatrzył na Jezusa i powiedział: - Z twoim starym to się nie da grać!
Pukanie do drzwi. Otwiera kobieta, za drzwiami stoi mężczyzna w nienagannie odprasowanej białej koszuli i czarnych spodniach, z Biblia w ręce i pyta: - Czy mogę porozmawiać o Jezusie?
Maria: - Co on znowu zrobił?
Do papieża wchodzi sekretarz i mówi: - Wasza Świątobliwość! W poczekalni siedzi stary Żyd. Ale taki naprawdę stary. Czeka już dwa tygodnie, nie chce sobie iść, prosi o audiencję.
- Dobrze, niech wchodzi.
Wchodzi taki bardzo, bardzo stary Żyd, taki archetypiczny. Papież pyta: - Jak mogę wam pomóc?
Żyd wyciąga zza pazuchy złożony kawał papieru. Rozkłada, a tu - reprodukcja “Ostatniej Wieczerzy”. Pokazuje papieżowi i pyta: - To wasi ludzie?
Papież z dumą odpowiada: - Nasi! A czemu pytacie?
- Rachunku nie zapłacili.