Zanim przystąpię do zasadniczego tematu, chciałbym zahaczyć o wcześniejszy czas historyczny, bo nie wypada pominąć dwóch wyrazistych “szarych eminencji”, które działaniami swymi, praktycznie doprowadziły do niebytu na ponad 200 lat, tak duże państwo, jakim była Polska po rządach Bolesława Krzywoustego. Ponieważ w nieco innym aspekcie pisałem o tym szczegółowiej na starym Pytamy, teraz ograniczę się do zdań kilku.
Powszechnie sądzi się i stereotypowo, że to tzw testament księcia był powodem do rozbicia dzielnicowego. To nieprawda. Testament był bardzo dobry i gdyby go przestrzegano, Polska na powrót stała by się królestwem.
Krzywousty z pierwszej żony, Zbysławy od Świętopełków, kijowskiego rodu, miał jednego syna. Władysława. Kiedy zmarła jego matka, Władek liczył sobie kilka lat, a Bolesław pojął za żonę Salomeę Bamberg, która urodziła mu dwanaścioro dzieci, w tym czterech synów. A cały problem polegał na tym, że żaden z tych mężczyzn, tzn Władysław i jego przyrodni bracia nie odziedziczyli takiej stali w jajach, jaką miał ich ojciec. Za to jego macocha, owszem, była babą z jajami i nie w smak jej było, by pasierb został szefem szefów, ona widział ta to miejsce swego najstarszego, by rządzić w jego imieniu. On miał na imię Bolesław. Ten najstarszy. No, ale pech chciał, że ten jeszcze starszy, czyli ten od Zbysławy, też ożenił się, a wybranką była Agnieszka…, Bamberg, z tego samego niemieckiego rodu, co macocha Władysława. Były krewnymi. I ona, ta młoda również miała co trzeba i wcale nie zamierzała ustępować przed teściową. Ponieważ chłopy nie miały tu wiele do powiedzenia wobec tych dwóch pań, wybuchła na skutek działań obu dam, krwawa, trwająca kilka lat awantura, której nie zakończyła nawet naturalna śmierć starszej bo do hecy włączyły się inne rody, obce wojska i te rzeczy. Co prawda, Agnieszka już nie miała konkurentki, ale ostatnią bitwę między braćmi, Władysław przerżnął pod Krakowem z kretesem i udał się na wygnanie, a rodzeni bracia rzucili się sobie do gardeł, bo mamusi już nie było. Wytworzył się totalny chaos, po którym już nie było czego zbierać i Polski przez ponad 200 lat nie było na mapie Europy. I tyle trwała bezlitosna, krwawa piastowska gra o tron, do czasu, aż Łokietek zrobił jaki, taki porządek.
A teraz skok przez wieków kilka, czyli z XII do XVII.
Zygmunt III w połowie był Wazą, a w połowie Jagiellonem i jako ten ostatni został wybrany po śmierci Stefana I Batorego. Wyborcy widzieli w nim kontynuatora jagiellońskich tradycji. Jego kontrkandydatem był arcyksiążę Maksymilian Habsburg, czyli Austriak. Sam czas bezkrólewia i czas wyborów, to jedna wielka draka spływająca krwią. Był to czas takich łotrów, jak Stadniccy, Zborowscy, czy Jan z Górki, postacie w polskiej historii nikczemne. I oni popierali czynnie Habsburga za wielkie łapówki. Ale po drugiej stronie stał hetman Jan Zamojski, genialny polityk i dowódca wojskowy, u którego służyli, młodzi jeszcze; Żółkiewski i Chodkiewicz. W ogóle, to wtedy był taki bałagan, że, gdyby nie Zamojski, nie wiadomo jakby się to skończyło, ale na pewno bardzo źle.
Koniec końców, Zygmunt wreszcie tym królem został. Nazwano go królem w każdym calu, ale nie był wcale taki. Jego wręcz uległy stosunek do Habsburgów był niewytłumaczalny. Nowy król, to typowy fanatyk religijny, niesamowity doktryner, polityk marny. Urodził się w szwedzkim więzieniu, gdzie spędził kilkanaście miesięcy razem z matką, Katarzyną Jagiellonką. Resztę życia do 22, spędził na dworze królewskim w Sztokholmie pod rządami niespełna rozumu Eryka IV. Mniejsza o większość.
Rzeczypospolitą rządził 4 dekady. I te jego rządy ostatecznie przypieczętowały to, co stało się dwa wieki później, czyli znowu całkowity upadek Polski. Trzeba , jednak obiektywnie przyznać, że nie miał zapędów dyktatorskich, czy skłonności despotycznych. Źródła określają go, jako człowieka spokojnego, zamkniętego w sobie, niezbyt rozmownego. Ale czułego na sztukę i kulturę. Mimo to, jego rządy rozbudziły w Polsce apetyty “drzemiącej” od czasów Kazimierza Wielkiego Inkwizycji Papieskiej i zapłonęły pierwsze stosy. Na szczęście, nieliczne. Drugie niestety, to fakt, ze za jego rządów, egzekwowanie prawa stawać zaczęło się teorią.
Żeby dopełnić obrazu,to on chciał siedzieć na trzech tronach, razem z polskim. Uważał się za króla Szwecji oraz czynił zakusy na tron moskiewski. Rosja chciała na tronie jego syna, Władysława, ale tatuś to blokował, bo sam chciał carem zostać.I dzierżyć wszystkie sroki za ogon. Niesławne Dymitriady, to również pokłosie jego zakusów. Ci, którzy uważają za sukces pobyt Polaków w Moskwie i hołd ruski, nie znają historii, albo manipulują. Mniejsza z tym, bo do rana nie skończę.
W Europie był czas kontrreformacji, trwały zaciekłe wojny religijne, a władcy poszczególnych, katolickich zorientowali się, kim tak, naprawdę jest nowo powstały zakon jezuicki. Tak, wówczas katolickie kraje, jak Francja, Austria i Hiszpania wyrzuciły Jezuitów ze swych granic, a Rzeczypospolita przyjęła ich z otwartymi ramionami. To za sprawą króla, głównie, który nie dał sobie niczego wytłumaczyć. Nie rozwodząc się zbytnio, można stwierdzić fakt, że król działał tak, jak Jezuici go nakręcali. Członkiem tego zakonu był złotousty Piotr Skarga, początkowo, faktycznie wielki patriota, a później wykonawca swych zakonnych przełożonych. Jezuitą był też osobisty spowiednik władcy, ksiądz Bartsch. Czy trzeba to komentować?
Ale to nie koniec, bo prawdziwą szarą eminencją była niejaka Urszula Ginger, Austriaczka z pochodzenia, pociotek rodu habsburskiego. I jej król dawał największy posłuch. I to dzięki niej, w Wiedniu wiedziano wszystko, co w Rzeczypospolitej się dzieje. Między nią, a królem panował dziwny stosunek. Źródła wykluczają związek miłosny i erotyczny, nic takiego się w nich doszukać nie można, ale faktem jest, że była najsekretniejszym powiernikiem Zygmunta. Ta zagadka jest niewyjaśniona.
Ten nasz Zygmunt był tak “mądry”, że obiecywał Stolicy Apostolskiej, że w Rosji zlikwiduje prawosławie i wprowadzi katolicyzm. Rzecz tak realna, jak w tamtych czasach lot na Księżyc.
Na potwierdzenie tego, co powyżej napisałem mógłbym przytoczyć mnóstwo faktów z tamtych czasów. Ale klepać musiałby do rana. Ze względów zdrowotnych, więc, podaruję to sobie. Ale przytoczę tu najbardziej znamienny i wymowny, niejako będąc sumą niewymienionych.
Każdy wie, czym było liberum veto
Nie każdy wie, że to dość złożony przepis. Ale każdy wie, że długo był martwy.
Zdawano sobie długo sprawę, że lepiej go nie używać i nie używano, co jest socjologiczną zagadką dla historyków, ale dobrze świadczącą o pokoleniach parlamentarzystów.
17 kwiecień 1606. Trwa rokosz Zebrzydowskiego, jest bałagan, jak cholera i ten sejm miał być próbą zrobienia porządku. Postulat zniesienia; liberum veto ma być rozpatrywany drugiego dnia sejmu. Już powszechnie wiadomo, że przejdzie zdecydowaną większością głosów. W zasadzie dnia tego odbyć się miała formalność przegłosowania.
Noc przed głosowaniem była nocą bezsenną dla monarchy, spowiednika, Skargi, Ginger i przedstawiciela papieskiego, Po późnej, wspólnej kolacji, towarzystwo ,to zamknęło się, aż do godzin nadrannych w jednej z komnat, żaden protokolant im nie towarzyszył. Rano, gdy sejm zebrał się na obrady, pojawił się tam wysłannik królewski i obwieścił, że król źle się czuje i głosowanie odkłada na czas, który wyznaczy. Ale już nie w tym roku. Ponoć cisza zapadła, że muchę słychać było. Król miał do tego prawo i z niego skorzystał. Do tematu już nigdy nie wrócono, a właściwie nie zdążono, bo niedługo później, niejaki Siennicki z Upity wcielił to liberum w życie. I od tej pory, choć były setki sejmów i sejmików, nigdy niczego zasadniczego pro publico bono ustalić się nie dało. Do samego końca. Nastał czas zwany anarchią szlachecką, choć ona bardziej magnacką była.
To zdarzenie zablokowało na stałe ster statku, którego już z kierunku; przepaść nie dało się zawrócić.
Dziękuję za uwagę.