Nowy konkurs - zaczynamy rozgrzewkę

Jak zrobilam kompendium wiedzy czyli ściągę to byla prawie nieootrzebna.
Za podpowiadanie dostalam raz bana czyli lufe.

Natomiast lacze sie w “bulu”
Mialam zwyczaj siadania w pierwszej ławce (atak psychologiczny na belfra), mscil sie dosadzeniem kolegi. I tak koedukacja miala sie dobrze…

1 polubienie

Nie tylko podpowiadałam i pozwalałam ściągać, ale i pomagałam nauczyć się przed sprawdzianem koleżankom i kolegom, a nawet pisałam po 2 rózne wypracowania na ten sam temat dla siebie i kogoś. Bez sensu.

1 polubienie

Ja jak miałem wypracowanie do napisania, to zazwyczaj je pisałem najpóźniej, jak się tylko dało.

To z tymi wypracowaniami,też uskuteczniłem chyba 2-3 razy.
A gdzieś Ty była jak Cię nie było? :wink:
Poszła walka po raz pierwszy…

No właśnie. ihtiel całkiem nieźle szło przecież …

spoźniłam sie. Zanim udało mi sie uruchomic komputer z złapac jakiś internet było po wszystkim.

Lee Perry And The Upsetters…Chyba jeszcze z 1972-3 roku.Znasz?
Wpadło mi w ucho tuż przed świętami…
W podziękowaniu za wysiłek i niezłą zabawę!

1 polubienie

Nie pytaj, czy znam, ale kiedy ostatnio słuchałem. Lee Scratch Perry’ego i jego dorobku nie znać to znaczy, nie interesować się reggae.
Za klip dziękuję. Każde reggae podane tutaj nie przeze mnie to tak, jakbym perłę znalazł …
Myślę, że właściwie się wyraziłem.

1 polubienie

Yes :beers:

1 polubienie

Skoro wspomniałeś o Perrym, to chciałbym przedstawić kogoś, kto przez jakiś czas miał z nim sporo wspólnego. Kogoś, kto gra dobre (w moim mniemaniu) reggae. Poniżej to esencja, taki diamencik stylu, jaki uwielbiam. Muszę to sobie od czasu do czasu zapodać. Ten “krążek” pochodzi z 1974 roku, jest dziełem Ras Michaela — jamajskiego, dziś 79-letniego artysty reggae. Tworzył pod różnymi nazwami. Pierwszy raz usłyszałem to jeszcze w czasie “rozhahanego” po pachy PRL-u. U nas rozbrzmiewał: “To była głupia miłość” Czerwonych Gitar, (Nic do nich nie mam, lubię i czasem posłucham) a gdzieś daleko za oceanem na pewnej wyspie powstawały w rytmie bębnów nyabinghi takie jak poniżej rastafariańskie arcydzieła. Usłyszałem to i (o cudzie nad Wisłą), nagrałem! Do dziś gdzieś posiadam tę kasetę. Mieć w latach 80’ taki muzyczny materiał, to była wartość, której dzisiejsza młoda dziatwa w ogóle nie zrozumie. Prezenter (chyba Gaszyński, ale nie jestem teraz pewien), opowiadał, że Ras Michael pół roku żyje sobie gdzieś tam w górach na Jamajce i tworzy. Potem schodzi na kolejne pół roku na niziny — do Kingston i ten dorobek utrwala na winylu w jednym ze studiów nagraniowych. (Teraz to już pewnie tego nie robi). Na poniższym krążku nie ma nawet cienia popu, komercji czy uśmiechów w kierunku odbiorcy. Bez pewnego “przygotowania” jakkolwiek by to zwał, można chyba nie zauważyć piękna dzieła, tego, co i jak Ras Michael chciał zakomunikować. Jest tu czyste brzmienie roots reggae i przesłanie, które niech sobie każdy interpretuje, jak chce. Tytuł z pewnością podpowie. Są tylko cztery utwory. Niektórzy uważają “Peace And Love”, za najlepszy reggae’owy album, jaki kiedykolwiek powstał. Tej płyty słuchałem ze 100 razy. (Mało)
Oj można by było pisać i pisać… Ras Michaelu, żyj wiecznie …

Warto przeczytać to, co napisano na YT pod albumem.
To dzieło trzeba znać!

Dobra, schodzę na ziemię.
Wiem — mało kogo to interesuje, ale co sobie popisałem, to moje …

2 polubienia

Metoda na @benasek ?
Bębny i urodzic sie wolnym sluchaczem :joy_cat::joy_cat::joy_cat:

1 polubienie

U mnie maluch prędzej walił w bęben niż zacząl gaworzyć, więc coś w tym jest :grin:

1 polubienie

Wlasnych dzieci nie mam. Ot i szanse? Ufff jak mawial dzelny Winnetou

Mogłabym tylko czy trzeba zostac genetyczna mama, babcia? do genu X? Klonowanie jakies? Czy mikroskop ma byc do tluczenia orzechow?

Gaszyński o reggae?
Hmmm…
Chyba się nie zetknąłem…Bardziej mi to podchodzi pod Grzegorza Brzozowicza…
Tzn.Gaszyński lubił pisywać na raczej niezgłebione przez siebie tematy,do rozmaitych gazet ale nie przypominam sobie audycji radiowej poświęconej reggae.
Kiedyś wkurzył Jah-Jah Frankowskiego do tego stopnia że Przemek odpowiedział mu obszernym artykułem bodaj na łamach Wprost [albo Non Stopu] aż iskrzącym się od złośliwości…
Tak więc,było to możliwe ale czy w radiu? :thinking:

A teraz do rzeczy.
Po tak entuzjastycznej ale i interesującej recenzji,po prostu wysłuchałem płyty w całości.
Odczucia mam ambiwalentne ale bynajmniej nie z powodów muzycznych.Pod tym względem,wyrózniłbym bardzo trafioną grę gitarzysty który moim zdaniem,trzyma ten album w ryzach.Poza tym styl jego gry,jest dosyć uniwersalny.Bardzo bowiem,przypomina grę gitarzysty z wczesnych,soulowych albumów Curtisa Mayfielda.
Nie mam wątpliwości że to płyta na swój sposób,religijna.Sam autor przypomina szamana z tym chodzeniem w góry i powrotami do studia.
Skojarzenia są natychmiastowe bo to wygląda na jamajskie,lustrzane odbicie poczynań Indian z Północnej Ameryki i ich kultowego Tańca Słońca [z pominięciem Komanczów którzy tego tańca nie kultywowali].I tak też kojarzyło mi sie pierwszych 17 minut albumu,zagranych właściwie na jednej nucie a pełnych słownych deklaracji.
Wspominałeś o czytelnym przesłaniu…No nie wiem…Jest rzeczą oczywistą iż chodzi o pokój i miłość jak w przypadku hippiesów ale oni pragneli tego dla całego świata.Tutaj,głównie za sprawą ostatniego utworu,sprowadza się to do czarnego człowieka oraz Afryki.
Trudno mi teraz nagle zgłebiać tezy Marcusa Garveya czy innych bo nie robiłem tego od circa,35 lat.Niemniej nie są to sprawy oczywiste dla szerokiego odbiorcy a wręcz przeciwnie.
Zastanawia mnie także inna sprawa.Jakiego podejścia trzeba by ten stosunkowo surowy album,uznać za najlepszy wśród roots reggae w historii.Odnoszę wrażenie że muszą decydować tutaj względy pozamuzyczne.

1 polubienie

Proponowałbym wydzielić tę rozmowe jako osobny wątek bo nie ma to nic wspólnego z konkursem a wydaje sie interesujące.

1 polubienie

Na obecny czas to musze się przyznac, ze dopadł mnie jakiś wyjatkowy wirus w kooperacji z równie paskudna bakterią. Pozbieranie mysli w taki sposób, bym nie musiał byc obsmiewany po kątach graniczy z cudem. Stac mnie na razie na zapodanie 1 gora 2 wyrazów do odgadnìecia przez bardziej zdrowych fizycznie i psychicznie ode mnie. Na inne wziosłe intelektualnie dyskusje widzę marne szanse. Swoja droga, to dochodze do wniosku, ze gdybym ja tu startowal, to bym był ostatni.
O 19.00 jak sie nikt nie pogniewa zapodam wyraz nad ktorym wczoraj okrutnie sie męczyłem.
No nie bede robil z siebie bohatera, jak tak było. Moze to choroba, moze pech, albo szare komorki zrobily sobie wieczorną sjestę… O 19 czekam przy “trzepaku”…

2 polubienia

Czyli o mojej 18-tej?
Byle nie wczęśniej bo zaraz są skoki i TCS

1 polubienie

Choć sam skoków nie ogladam (Ale w tym roku byłem w Garmisch Parkenkirschen i w Insbrucku przy skoczniach), to rozumiem pasję. Poczekamy, az się zawodnicy wyskaczą. Ze spokojem.

2 polubienia

Jeszcze 10 skoków,if You don’t mind :wink:

2 polubienia