Złota epoka Hollywood.
Nie jestem zwolennikiem pisania"książki telefonicznej".Fakty są dzisiaj dostepne wszedzie…
Chcialbym jednak by jej portret i przynajmniej kilkanascie ról,nigdy nie przeminęły z wiatrem…
A więc,osobiście…
Oglądałem filmy z Olivią De Havilland,od dziecka.Nie tylko w kinie ale przede wszystkim w niesamowitym cyklu tvp.“kino dla drugiej zmiany”.Nie wiem kto za tym stał ale filmy emitowane w tvp o godz. 13, to niemal wyłącznie klasyka.
Olivia nigdy nie będzie dla mnie cukierkowatą Melanią z Przemineło…Są,zdarzają sie takie role a potem dzwiga sie ten krzyż przez reszte swej kariery…
Olivia,dziewczyna wyjątkowej,szlachetnej wrecz łagodnosci,gdzies w głębi serca na zawsze pozostanie dla mnie partnerką filmowa calej serii obrazów z Errolem Flynnem.Pasowali do siebie idealnie.Bez wzgledu czy Flynn byl “Kapitanem Blood"czy Robin Hoodem…
Olivia byla znakomita takze w innym rodzaju filmów.Oto w 1949 roku pojawia sie w obrazie W.Wylera"Dziedziczka”,na podst. powiesci Henry Jamesa.I zdobywa Oscara!
Moj faworyt to film znakomitego i nieprzeniknionego Roberta Aldricha,“Nie płacz Charlotto"gdzie zagrała u boku Bette Davis.
Wspomnien bylo wiele…Port lotniczy 77,epizod w serialu,“Północ ,Poludnie”,przejmujące"Kłębowisko żmij”,a nawet typowy dla lat 70-80,“Rój”
Zawsze cieszyłem sie gdy pojawialo sie Jej nazwisko w obsadzie.Piękna,jakby niebiańska a mniej ziemska…Skupiająca na sobie uwage,przyciągająca wzrok…Jednym słowem legenda w pelnym tego słowa znaczeniu.
Od wielu juz lat,była przeszłoscią.Kojarzyła sie ze zlotymi latami kina,z czasem ktoremu najpiekniejszy hołd złozył Giuseppe Tornatore w “Cinema Paradiso”.Przyznam ze nawet nie zdawałem sobie sprawy ze aktorka żyje…Nie sposób oganąć wszystkiego czy trzymac rekę na pulsie przez cały czas.
Mam w domu plakat.Czekał na lepsze czasy.Olivia De Havilland i Errol Flynn pod żaglami…Chyba Kapitan Blood…
I to moje chyba jedno z pierwszych spotkań z aktorką,wkrótce znów po tylu latach…
A potem,pewnie jeszcze nie raz,w moim prywatnym,“starym kinie”…
Nie od rzeczy byloby tez przypomniec, ze miala mlodsza siostre, rownie utalentowana, ale moze majaca mniej szczescia?
Joan Fontaine (Joan de Beauvoir de Havilland), zmarla w 2013, z ktora kochaly sie jak pies z kotem. Czesciowo za sprawa nie do konca zrownowazonej mamusi, ktora swoje marzenia o byciu aktorka przeniosla na corki, przy okazji je konfliktujac.
Choc sam fakt, ze obie zajely sie aktorstwem kinematografii i widzom na zle nie wyszlo.
Material na osobny film,jesli wierzyc mediom.
Joan Fontaine kojarze na chwile obecną jedynie z Jane Eyre choć pewnie widok tytułów coś by tu zmienił
Jeszcze raz powołam sie na genialnego Roberta Aldricha ktory zrealizowal w latach 60-tych,“Co sie zdarzyło Baby Jane?”,z Bette Davis i Joan Crawford.Historia dwoch sióstr aktorek ktorych kariery,calkowicie odwrotne w swym przebiegu,stanowily zródło konfliktu na całe życie…Film o niesamowitej sile wyrazu,zagrany na najwyzszym poziomie a jednocześnie przygnebiający własnie tym co moze dotknąć własnie rodzenstwo…
Tu wypada jeszcze przypomniec inny film o dwóch siostrach.Lillian Gish i Bette Davis w przepieknym filmie o przemijaniu,“Sierpniowe wieloryby”,niegdysiejszego mlodego gniewnego kina brytyjskiego,Lindseya Andersona…
Oto dwie siostry juz owdowiale spedzaja jak co roku,lato nad morzem…Sa to dwie krancowo rozne osobowosci a starość nie pomaga w zasypywaniu roznic.Jedyne co moze przyjść “z odsieczą” to wspolne wspomnienia…
Melduje poslusznie iz odrobilem z wielkim entuzjazmem zadaną sobie lekcje.
“List od nieznajomej kobiety” z 1948 r. w rezyserii Maxa Ophulsa w ktorym Joan Fontaine stworzyla magiczny wrecz duet z Louisem Jourdanem.Dla mnie melodramat wszechczasow!
“Rebeca”,Alfreda Hitchcocka’40…Tu juz bez dwoch zdań,arcydzielo filmu noir! Joan w duecie z Lawrencem Olivierem ale i ze wspaniałą,demoniczną Judith Anderson…
“Podejrzenie” z 1941…Hitch raz jeszcze ale Joan tutaj zagrala razem z Cary Grantem.Thriller jak sie patrzy!Nie wiem czy tak bylo potem ale oczami wyobrazni juz widze amerykanskie remaki…
“Zła od urodzenia”'50 w reż.Nicholasa Ray’a.Tutaj Joan z Robertem Ryanem ale…To chyba jak dotad,jedyna jej rola faktycznie zlej kobiety.Wrecz wampira…
Joan,wlasciwie dzieki temu wątkowi,stala sie dla mnie jedna z najwazniejszych postaci kina lat 40-tych…Jednoczesnie jak na ówczas,znacznie ciekawsza niz Olivia…
Kolejnym takim odkryciem stala sie dla mnie Anne Baxter i byc moze pozwole sobie ja przypomniec w niedalekiej przyszłosci…
Joan Fontaine…Juz chyba na zawsze pozostanie dla mnie Rebecą…Przy okazji jeden z najlepszych filmow Hitchocka!