Perełka na piątek

Syn 2 miesiące walczył z życiem w akwarium / inkubator /, córka w brzuchu się wierciła to i syn sobie na szyję nakręcił pępowinę jak szal, był jakiś żółto szary woskowo niebieski, bez pulsu. Urodził się około 40 minut później, i był już w brzuchu powtórnie zaszyty - proszę mi poszukać dziecko bo były 2 tętna !, Jedno panu wystarczy !. Nie były zaplanowane 2 dzieci !. W sumie syn się odnalazł po godzinie z diagnozą Dauna itd. Trzymam go w ręce, mały jakiś - około 40 cm !, Lekarz będzie karzeł !, To fajnie będzie się z siostrą bawić i będzie równo kochany. Lekarz - nieodpowiedzialny wariat z pana !, Być może ale to mój syn i owoc miłości w małżeństwie, lekarz - żona się syna prawnie zrzekła !, Pestka naprawie to !. Zanim syn wrócił z szpitala to sądownie bez adwokata wywalczyłem jego dalszy los, miałem swój plan !. Przy nim to teraz jego siostra wyszła na karła :stuck_out_tongue_winking_eye:, choroba się cofnęła co mnie kosztowało zdrowie, nerwy z buntu żony i teściów, i czas każdy swój wolny dla niego i córki, żona i teście go fizycznie odpychały - wtedy psychicznie odczułem że dalej nic tu po mnie. Dzieci się wspólnie bawiły i wychowywały, razem chodziły do jednej klasy, równo chorowały na te same choroby, i oboje mają po wnuczce. Pomimo że córka miała świadectwa z paskiem na koniec roku w szkole, to syn jest dużo mądrzejszy i dużo samodzielny. Z synem utrzymuje kontakty, z córką za namową żony i teściów nie, co jest smutne ale takie jest życie. Nie czuję się winny, wtedy z siebie dałem wszystko - czas, kasę i swe życie do osiwienia z problemów. Wiedzą że mogą na mnie liczyć w każdym momencie ich życia by pomóc czy rozwiązać ich problem. Być może byłem / jestem wariat, ale pozytywnie zakręcony jak świński ogon. Większość dzieci z daunem mogło uniknąć swego smutnego losu gdyby im dano szansę i konkretną pomoc !, zamiast je odrzucać i iść na łatwiznę. Czuje się spełniony jako ojciec, a inni ! ?

1 polubienie

Wiesz…nie każdy dokonuje cudów jak Ty :heartpulse:

1 polubienie

To nie cud. Nie mógłbym odtrącić dziecka skazując go na poniewieranie. Mi nie było lekko, miałem wiele chwil załamania by się poddać i zakończyć. Gdyby to było dziś działał bym podobnie, bez prób samobójczych jak skończyło wielu kolegów mając podobne życie z dziećmi. Im więcej kłopotów czy problemów to tym bardziej rozumiałem że to co mnie spotykało, to spotka później moje dzieci ! jak mnie by zabrakło, byłem z nimi do 5 latek, dłużej nie mogłem ich narażać z różnych prawnych choć nieprawdziwych powodów - jak sędzia rodzinna stara panna może decydować o losie dziecka, ją załatwiłem w 30 minut w obecności ławników i obrońców, zarządałem kopie z rozprawy bo prawnie miały być rozdzielone i trafić do oddzielnych domów dziecka, jednocześnie kolejny raz próbowałem zrozumieć hm żonę - jej zachowanie, sposób myślenia próbę ugody by ratować rodzinę / nie małżeństwo kosztem dzieci /. Kontakty z dziećmi były mocno utrudniane, co mnie bardziej nakręcało, żonie, dzieciom niczego nie brakowało, dla nich robiłem więcej niż sąsiedzi kosztem siebie. Tak postępuje tylko hm wariat, :crazy_face: normalny by się załamał i sobie odpuścił. Identycznie uratowałem 3 dzieci koledze z pracy. Gdybyś wiedziała co, gdzie, jak czy kiedy itd też byś walczyła gdyby była taka potrzeba