A to jak sie pisze, zależy od pogladow piszaxego a nie stanu faktycznego xd
Dzisiejsza matura, to rzeczywiście formalność. Za "moich czasów) aby zdać trzeba było mieć PONAD 50% punktów. Teraz wystarczy 30% i już masz zdane. Ja na matmie miałam w programie granice, pochodne i na każdej maturze, co roku, było 1 zad z badania funkcji gdzie ta wiedza była konieczna. Teraz w klasach z poszerzaną matmą, na egzaminie z POSZERZONEJ matematyki takiego zadania nie ma, bo… w programie LO nie ma ani granic, ani pochodnych, czyli poziom poszedł drastycznie w dół. A jeszcze znajdą się tacy co tak łatwą do zaliczenia matmę obleją. To dopiero jest sztuka!
Ja zdawałem bez żadnych punktów. Były stopnie, takie jak w szkole i maturę można był zdać na 3 z danego przedmiotu. Obowiązkowo polski, matematyka i wybrany język. Czyli rosyjski lub angielski, lub niemiecki, bo większy wybór był w niewielu liceach. Do tego, obowiązkowo przedmiot wybrany, czyli do wyboru, fizyka, chemia, historia, biologia.
Były punkty przeliczane na oceny, były zad za 7 pkt i były takie za 3, to było przeliczane na ocenę. przynajmniej tak było, jak ja zdawałam. Co do reszty - miałam tak samo. Polski i matma dodatkowo też ustna. I żadnych testów wyboru! Żadnego strzelania.
Za moich czasów, pisemny zdany na 5, zwalniał z ustnego.
Ja jeszcze zdawalam na ocene od 2 do 5.
Wiecej 2 w zasadzie dyskwalifikowalo, choc z jedna to poprawka w wrzesniu.
@birbant za Twoich czasow drugie podejscie bylo po roku?
Tak, można było po roku poprawiać.
Potwierdzam, z matmy było tak samo.
Gdy za dany przedmiot dali 2+, to można było poprawiać już we wrześniu.
Za moich czasow się mowilo, ze matury uproscili, bo dzieci i wnuki politykow z Komitetu Centralnego tez zdaja…
Idac tym tropem mozna dzis do ciekawych wnioskow dojsc kto zdaje
O! O takiej ocenie nie słyszałam. Ale… nie pamiętam, wydawało mi się, że poprawka jednego przedmiotu była we wrześniu, a całej matury za rok. Tutaj mogę się mylić.
Jeżeli człowiek odpowiedzialny za edukację w całym kraju, twierdzi publicznie, bez żenady, że ludzie istnieli już w epoce dewonu, marszałek sejmu, Witek uczyła się o Katyniu z przedwojennych książek, a niejaka Kopacz wybijała dinozaury kamieniami, to już niczemu się dziwić nie należy.
Tak było.
A to 2+ zlikwidowali na początku lat 70. Ja już się na to nie łapałem, bo sobie przerwę w nauce zrobiłem.
A to nie wiedziałam.
Byly obwiazkowo polski i matematyka pisemnie i dwa przedmioty do wyboru (ustny lub na zyczenie praca pisemna plus rodzaj “obrony” tejże - w mowie)
Ciekawostka bylo, ze na egzaminach na studiach oprocz punktow “za pochodzenie” byly jeszcze za oceny na swiadectwach z III i IV klasy z wybranych przedmiotow - to juz zalezalo od uczelni i kieunku.
Tak cos mi sie wydaje, ze tradycje eksperymentowanie na mlodziezy ma dluga tradycje…
Dzisiaj, a właściewie od czasów wprowadzenia gimnazjów corocznie poziom jest obniżany, a co za tym idzie i wymagania. Co roku gorzej. Ja miałam w 8 klasie logarytmy. W 1998 min Handke (rząd Buzka) wprowadzając gimnazja przeniósł logarytmy do liceum/technikum , czyli o dwa lata później (6 klas podstawówki + 3 klasy gimnazjum) i dopiero po 9-ciu latach nauki te nieszczęsne, przykładowe logarytmy.
Ten proces “ułatwiania” jest stały. Do 4 klasy przychodziły dzieci, które OBOWIĄZKOWO musiały znać tabliczkę mnożenia i trzy działania pisemne: + - i mnożenie. Tylko dzielenie poznawali w kl 4. Teraz n-l dostaje uczniów nie znających tabliczki i ma ich nauczyć wszystkich działań pisemnych.
Zdarzył mi się uczeń nie znający liter. Dyktuję temat lekcji: ułamki zwykłe, a on mnie pyta: proszę pani, jak się pisze “ł”. To ja pytam: jak on przeczyta W pustyni i w puszczy nie znając literek?
Jak to możliwe, że dostał promocję, to osobny temat.
Podstawowe opeacje rachunkowe to byla pierwsza klasa, w drugiej nieznajomosc tabliczki mnozenia dyskwalifikowala. A chyba w czwartej wprowadzano liczby ujemne i podstawwe operacje na nich. Na liczby zespolone trzeba bylo poczekac do koncowki liceum. Koniec podstawowki to byla juz trygonometria.
Co prawda jak pisalam - w moim i wielu moich znajomych zyciu matematyka po prostu byla. Czesto pomocna, na pewno rozwijajaca wyobraznie, ale nas nia nie sraszono jak diabla swiecona woda.
Teraz to mam wrazenie, ze w ogole nauka nie w modzie. Kreatywizm i plaska Ziemia wystarcza