Piątek 29 sierpnia na wesoło?

Lato sie konczy. Wakacje też..
Poniedziałek będzie trudny…

Gość do kelnera w restauracji:
-Kelner! Co to jest? To ma być rosół?
-Ależ proszę szanownego pana, według karty to zupa z młodych kurcząt.
-Jak młodych?
-Cóż… Woda w której gotowały się jajka.

Bóg patrząc na grzeszną Ziemię zauważył zły stosunek społeczeństwa do lekarzy. Chcąc podnieść reputację całego personelu medycznego, zszedł był na Ziemię i zatrudnił się jako lekarz w przychodni rejonowej. Pierwszy dzień pracy, siedzi w izbie przyjęć, przywożą mu sparaliżowanego chorego (20 lat na wózku inwalidzkim).
Bóg wstaje, kładzie choremu na głowę swoje dłonie i mówi: -Wstań i idź!
Chory wstaje, wychodzi na korytarz. Na korytarzu tłum oczekujących, wszyscy pytają:
-No i jak nowy doktor?
-Doktor jak doktor, ku*wa nawet ciśnienia mi nie zmierzył!

4 polubienia

:rofl: :rofl: :rofl:

1 polubienie

Skąd wiesz że poniedziałek będzie trudny?
Wyjdź

2 polubienia

Bo ja wiedzma jestem…

Meiga taka

3 polubienia

Dwóch bardzo starych Żydów rozmawia na ławeczce przy domu:
-Mosze, powiem ci teraz jedną rzecz, ale nie uwierzysz…
-Dlaczego, uwierzę.
-Przechodzę obok domu towarowego, a tam idzie dziewczyna o niezwykłej urodzie. Nie uwierzysz, ale zagadałem i zaprosiłem ją do restauracji…
-Ależ wierzę ci.
-Przyjęła zaproszenie. Okazała się programistką. Rozmawiało nam się znakomicie… Nie, nie wierzysz mi…
-Wierzę ci, wierzę.
-Zamówiliśmy szampana, a potem koniak. A potem zaprosiła mnie do swojego domu. Kochałem się z nią aż trzy razy. Nie, widzę, że mi nie wierzysz. .
-Wierzę ci. Po prostu nie wierzę, że była programistką.
-Dlaczego?
-Ponieważ kiedy jeszcze mogłeś, wtedy nie było komputerów.

3 polubienia

Nie rozśmieszyło mnie to. Dlaczemu?!

Bo wyraznie koniec wakacji na Ciebie zle wpływa?
Moze na sobotę rano?
Główny dres wybrał się na ryby i jak to drecho miał, ze dwa złote łańcuchy (po pół kilo każdy) na szyi, na każdym palcu złoty sygnet, a w kieszeni gruby rulon waluty - oczywiście same setki. Wziął ze sobą trzy flaszki. Zimno było więc obrócił je po kolei. Oczywiście upił się i usnął. Budzi się, a tu nie ma łańcuchów, sygnetów, ani dolarów. Zadzwonił z komórki po swoich ludzi i nie minęło pół godziny, a podjechały cztery czarne BMW, w każdym po pięciu byków 2 na 2, wszyscy z glockami. Stwierdzili, że to najprawdopodobniej ktoś z okolicznej wsi obrobił szefa. Wpadają do wsi i zaczynają wypytywać. Ktoś z miejscowych wskazał dom pośrodku wsi dom sołtysa. Wpadają do sołtysa, a tam na ganek wychodzi facio w kufajce, na szyi ma dwa złote łańcuchy, na każdym palcu sygnet, a z kieszeni kufajki wystaje mu rulon setel. Przeładowali broń i pytają skąd to wszystko ma.
Sołtys ma to:
-No nie uwierzycie chłopaki. Idę sobie przez las z psem na spacerze, a tu nad brzegiem jeziora leży jakiś facet, w trupa pijany i ma to wszystko przy sobie. No to go obrobiłem. Na koniec ściągnąłem mu gacie, przeleciałem w dupę i poszedłem do domu.
Chłopaki patrzą pytającym wzrokiem na szefa. Szef podchodzi do sołtysa, przygląda się chwilę błyskotkom i mówi:
-Chłopaki, jedziemy, to nie moje złoto…

Sorry, nie pomogłaś. Jakoś ten rodzaj “humoru” wyraźnie mi nie leży. Wywołuje jedynie skrzywienie ust, nie uśmiech.