Platoniczna miłość do nauczyciela

Troche jak powyzej ale…Przyszla mi do glowy inna postać.Czytałaś Wielkie nadzieje,Dickensa?
Otóz ta matematyca wyglądała jak miss Havisham :innocent:

1 polubienie

U mnie w szkole cienko, same chłopy by się hm podkochiwać. Polonistka krótko po otwarciu roku szkolnego poszła do rodzenia i nie wróciła już - średnio ładna, skromna i mądra - miała szacunek u uczniów, więcej mówiła z głowy niż z książek

1 polubienie

Daj spokój!
Koledzy i koleżanki to byli moi “bracia i siostry”,a nauczyciele to takie "ciocie i wujki…
Was też tak jakoś “rodzinnie” traktuję …
“Bo wszyscy POLACY to jedna rodzina…” :innocent:

3 polubienia

Chodziłam do zespołu szkół: było liceum i technika. W liceum same dziewczyny (u mnie w klasie 3 rodzynków) a w technikum same chłopaki. Więc się raczej rozglądaliśmy się pomiędzy klasami.

2 polubienia

Miałem kolegę, który się ożenił z nauczycielką, Nie mam z nim już kontaktu, więc nie wiem, czy przetrwało. Była od niego 8 lat starsza.
W średniej szkole podobała mi się nauczycielka od niemieckiego, ale zakochaniem tego nie nazwałbym. Prędzej chucią :wink: . Ale chuć to raczej nie miłość, nawet platoniczna :slight_smile:

4 polubienia

Niektóre nauczycielki to niezłe babeczki były i w związku z tym różne rzeczy wyobraźnie podpowiadała, ale zawsze różnica wieku powstrzymywała mnie od czegoś w stylu podkochiwania się. Z resztą, ogólnie niezbyt kochliwy jestem.

3 polubienia

Dobrze, że temat jest o platonicznej, bo inaczej bym się czuła jak w grze w butelkę…

2 polubienia

@Nunu To była fajna gra! Nie jakieś tam słoneczka! :stuck_out_tongue_winking_eye:

2 polubienia

Teraz to mam wrażenie, że słoneczka się rozpoczynają parę lat wcześniej niż kiedyś ta butelka…

3 polubienia