@czarny_rycerz Pod Twoim ostatnim postem podpisuję się.
Historia to takie coś, co zdarzenia dziejące się aktualnie, najobiektywniej ocenią potomni.
Niestety, jest ta dziedzina łatwo podlegająca manipulacji i to od czasów, kiedy powstała, jako nauka.
Ale w każdej epoce, zawsze istnieli obiektywni badacze. Często prześladowani, jak np Paweł Jasienica.
Ale wracajmy do tematu i spróbujmy zbilansować zyski i straty wynikłe z ostatniej wojny.
Największą stratą jest cztery i pół dekady socjalizmu w Polsce i podległości ZSRR. To jest wielka strata mentalnościowa i ekonomiczna. Już w czasie okupacji, Niemcy zabrali się za polską inteligencję, ale te 6 lat nie poczyniło takich, szkód, jakich Polska doznała na przestrzeni 45 - 68. Nie ma sensu dokładnie tego tu opisywać, dość, że w 68, Gomułka resztki polskiej inteligencji wysłał do Izraela. I tu jest częściowa odpowiedź na pytanie kolegi @collins02.
W 70, kiedy nastał Gierek PRL, ekonomicznie i technologicznie, Polska w stosunku do krajów zachodniej Europy miała opóźnienie 30 lat. Ono przez następne lata, za panowania Gierka, jeszcze się pogłębiło. I to jest temat na inne opowiadanie, ale rozmawiamy o stratach wynikłych z narzuconego ustroju, więc wspomnieć o nich należy.
Wystąpiły też straty terytorialne, ale tu już ostrożniej podchodzić należy. Straciliśmy sporo km kwadratowych, ale w zamian dano nam ponad 500 km dostępu do morza o co tak zaciekle walczyli Piastowie. Pozostałych władców już tak to nie nurtowało, choć Jagiellonowie też czynili starania w tym kierunku, które, jednak dały mierny efekt, choć mieli takie możliwości, o których Piastowie mogli tylko sobie pomarzyć. Zarówno Kazimierz Jagiellończyk i Zygmunt August popisali się w tym wyjątkowym niedołęstwem politycznym. A w zasadzie i w praktyce tą sprawę zarzucono, aż do rozbiorów. Należy dodać, że pas wybrzeża, które mamy, do 1945, nigdy nie należał do Polski od samego początku jej istnienia. Jak również duża część dzisiejszego Pomorza. Obszary te, to wartość dodana. Oraz Szczecin, który do zakończenia II wojny też nigdy polski nie był.
Stalin, w praktyce odzyskał też ziemie rdzennie polskie. czyli to, co mamy przy granicy zachodniej, choć przepadły te, które były po drugiej stronie obu rzek, np Budziszyn. Ale miasto to już po śmierci Bolesława Śmiałego zabrano nam i tak zostało. Lecz na łono Polski, po wojnie wrócił Wrocław, Opole i cały Dolny Śląsk, oraz powiększył się uprzemysłowiony obszar Górnego Śląska. To wielki zysk.
Stalin, jak na rolkach przesunął Polskę ze wschodu na zachód. Straciliśmy kresy. I tu należało by wspomnieć historię tych terenów. Ponieważ, to nie jest tematem mojego wypracowania, bąknę tylko, że Lwów, to rdzennie nie jest polskie miasto. Powstało w rozkwicie Rusi Kijowskiej, przez Rusinów założone. Zabrał je zbrojnie Kazimierz Wielki i przyłączył do Polski i ten stan rzeczy trwał do wybuchu II wojny z przerwą na rozbiory.
Polska ekspansja na wchód była podstawą polityki kolejnych naszych królów, co stało się przeurodzajną glebą dla powstania polskiego magnactwa, a co z tego wyszło, nie muszę pisać, tak, jak o polityce inflanckiej, choć temat sam w sobie ciekawy.
Reasumując, straciliśmy, spory obszar żyznej ziemi na wschodzie, zyskaliśmy obszary niezwykle ważne gospodarczo na zachodzie i północy, choć w wielkości obszarów bilans jest tu, zdecydowanie ujemny.
Ale, co z wielkim prawdopodobieństwem można założyć, nie mając ziem dzisiejszej Ukrainy, uniknęliśmy czegoś w rodzaju kotła bałkańskiego, który wstrząsnął Europą w latach 90.
To wszystko, co bardzo ogólnikowo tu opisałem jest dziełem batiuszki Stalina. A dlaczego tak zrobił? Na pewno nie z dobroci serca.
I to jest temat na następne moje wynurzenia albo na fajną dyskusję, jeżeli ktoś ją podejmie.
Już widzę kolegę @Devil jak z zainteresowaniem wgłębia się w mój powyższy tekst…
Jak by co, to zapraszam do rozmowy w tem temacie…