Po wczorajszym pytaniu o straszne sny dzisiaj zapytam o coś innego, choć też w mrocznej tematyce.
Nie jestem pewien czy nie pisałem o tym na starym forum. Jeżeli sie powtarzam to przepraszam.
Czy mieliście kiedyś sytuację, którą do dziś nie potraficie w żaden sposób wyjaśnić?
Z 14 na 15 sierpnia 2016 roku zdarzyło się coś, co do dziś powoduje u mnie gęsią skórke.
Był to dzień, w którym przyjechał do mnie i do mojej dziewczyny na imprezkę mój brat ze swoją żoną.
Siedzieliśmy, zrobiliśmy grilla, piliśmy wódke.
Było jakoś po północy, nie pamiętam dokładnie godziny ale jakoś pomiędzy 0:00 a 3:00.
Zauważyłem, że dziewczyna nie wraca od dłuższego czasu z toalety. Poszedłem sprawdzić, ponieważ ma hipoglikemie i czasem, gdy cukier jej spadnie to robi jej się słabo.
Wszedłem do toalety i widzę, że siedzi na podłodze oparta o ścianę i płacze.
Nie wiedziałem o co chodzi i pytam się jej dlaczego płacze?
(ona): Ona umiera.
(ja): Kto?
(ona): Twoja babcia
Nie powiem…zamurowało mnie na chwile. Babcia miała raka w ostatnim stadium i ledwo dyszała ale pomyślałem, że to pijackie mamroty.
Nie uwierzyłem i zaprowadziłem ją do łóżka a sam wróciłem do gości. Posiedzieliśmy jeszcze chwile, nie mówiłem im co mówiła mi moja dziewczyna. Poszliśmy w końcu spać.
Rano po godzinie 8 rano obudził nas dzwonek do drzwi.
Przyszedł dziadek z komunikatem, że dzisiejszej nocy (mniej więcej w okolicy godziny, w której dziewczyna powiedziała mi to w toalecie) zmarła babcia.
Byłem w szoku. Nie dlatego, że umarła babcia, gdyż to była kwestia czasu a dlatego, że dziewczyna zakomunikowała mi to w praktycznie tym samym czasie.
Poszedłem do niej i zapytałem skąd o tym wiedziała. Do tej pory nie pamięta sytuacji z toalety i twierdzi, że pamięta że siedziała z nami przy stole a potem już obudziła się na łóżku.
PS. Nie wiem do jakiej kategorii to przypiąc, gdyż nie ma “Rzeczy paranormalne” więc dam do psychologii.
Miałem kilka sytuacji, których nie potrafię sobie sensownie wytłumaczyć. Nie przytaczam tu ich. Próbowałem, ale nie ma sensu. Chetnie jednak pogadam na privie.
Również dziesiątki… ba, setki już razy słyszałem dziwne historie od innych osób, które nie potrafiły wytłumaczyć racjonalnie tego co widziały lub przeżyły. Były to osoby, którym ufam i nie posądzam o fantazjowanie.
Tłumaczenie wszystkiego towarem, czy chorobą niestety nie rozwiązuje sprawy.
Według mnie są rzeczy i to blisko nas o których człowiek jeszcze nie ma pojęcia. Jedni do tego podejdą z dystansem względnie po prostu przyznają, że na ten temat nie mają jeszcze wiedzy, inni powiedzą, że ktoś jest niespełna rozumu lub coś brał. Każdy ma prawo sądzić jak chce.
Mysle, ze kazdemu, albo prawie kazdemu czlowiekowi takie odczucia sie trafiaja. Tymi narzedziami jakie mamy nie da sie tego usystematyzowac, ale ostatecznie nasi przodkowie tez nie mieli woltomierzy i elektronicznych mikroskopow. Kwestia czasu.
Pytanie tylko czy to jest atawizm czy dopiero powstajacy zmysl?
Też zdarzyło mi się kiedyś coś, czego nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć. Nawet nie będę opowiadać, bo to nic nie da. Wrażenie niezapomniane i zmiana spojrzenia na wszystko po tym jest.
To miales pewnosc, ze nie wampiry i strzygi, bo te nocna pora urzeduja
Moze jakis zagubiony zalogant z Latajacego Holendra? Nie zadzyl na okret bo zabalowal w porcie?
Ja mialam kiedys takie dziwne uczucie tloku w jednej z madryckich kawiarni przy Plaza de Ramales. A byla prawie pusta.
To bylo tuz po przyjezdzie, historii placu nie znalam.
A jest ciekawa - najstarsza parafia z kosciolem z XII wieku, z duzym cmentarzem (jest tam pod asfaltem gdzies grob Velazqueza) wyburzone i zaorane z rozkazu brata Napoleona. Przeznaczone pod miejska zabudowe. W ogole sam plac ma jakas taka ponura aure. Tylko nie wiem, czy z powodu zniszczen jakich dokonal Jozek Bonaparte, czy nieboszczycy pod asfaltem nie czuja sie zbyt komfortowo?
Nie liczac osiedla mieszkaniowego w Lodzi, zbudowanego na czesci cmentarza zydowskiego popularnie zwanego Kircholem. I ewangelickiego gdzie przedluzono ulice i stoja szeregowce.
Tam to choc czesciowo nieboszczykow wyeksmitowano bo inaczej strach byloby w ogrodkach kopac.
Zreszta zyjemy w obiegu zamknietym. Wiec co sie dziwic
Dotychczas po Ziemii chodziło 110 miliardów osobników. Obecnie po Ziemi stąpa sobie 7,6 miliarda. Prostą matematyką można policzyć, że na jednego stąpającego przypada prawie 14 i pół już niestąpających. W tych relacjach nie mamy szans.
Tak, czy owak, prędzej czy później znajdziemy się w gronie zwycięzców…,coś mnie się teraz zdaje, że, jednak wolałby jak najdłużej być tem przegrywającem…
To policzone z dokladnoscia do miliarda?
Z niektorych czlekoksztaltnych to na skutek rozmaitych czynnikow naturalnych nawet slad nie zostal.
No i nie znamy gestosci zaludnienia Atlantydy, kontynentu Mu i ilosci tych co ryby zjadly w czasie potopu?