Mam na myśli jakieś paranormalne lub niezwykłe zjawisko, że do dziś macie ciary na samo wspomnienie?
Nie wiem, czy to przeczytam w nocy, boję się, że będę się bała
Miałem tak kilka razy w dorosłym życiu, że się zacząłem bać, ale teraz przy kawce, herbatce czy piwku w domowym zaciszu, choćby nie wiem co napisał, nie będę w stanie oddać atmosfery tamtych chwil.
Jeśli jednak ktoś ma bujną wyobraźnię, niech sobie wyobrazi sytuację, że śpi sam w środku lasu w namiocie i wyraźnie słyszy, że coś lub ktoś w środku nocy wokół tego namiotu chodzi …
Nie jako zjawisko paranormalne
Ale żywy? Tak
Nie. A to co uważa się za paranormalne opisałem tu na forum ze trzy tygodnie temu. Zresztą i na starym Pytamy pisałem o tym. Było to dziwne, ale nie straszne.
Nigdy…
Czasem cos z pogranicza snu gdy wydaje mi sie lub jestem przez chwile pewien ze ktos mnie woła lub slysze swoje imie…
Ale to nie ma nic wspolnego ze strachem.
A przestaraszylem sie w życie nie raz i nie dwa i doskonale wiem jak to smakuje.
Nie boję się rzeczy nadprzyrodzonych, mając świadomość, że największym zagrożeniem są żywi ludzie.
Przecież to był Gajowy Marucha!
Bedąc małym, bałem się ciemności, ale tak konkretnie to nigdy nic mnie nie przeraziło. Byłem nawet w nocy na cmentarzu - cisza, spokój, relaks.
Nie tyle chodzi co sie skrada, sprawdzic co ten element inwazyjny robi na jego terenie
Nie przypominam sobie takiej sytuacji. Może coś w dzieciństwie albo jakiś sen.
Będąc małym,chyba w wieku lat 7,wystarszylem sie nie na żarty jednego z odcinków serialu,“Duch na Wyspie Mnicha”.Poodbnie jak chyba pare razy,świetnego serialu francuskiego,“Belfegor”.Mniej wiecej,w tym samym czasie.
To akurat mnie fascynowalo!
Ha, ha, pamiętam oba seriale! Tytuł pierwszego zawsze mi się mylił i często mówiłem “Mnich na wyspie ducha”
Do dzisiaj pamietam ujecie twarzy dzieciaka a w tle,pojawiającą sie zlowrogo,zakapturzoną głowe ukrywającego sie zbiega…Ile razy sie pojawil i przemykał w tle na ekranie,groza narastała
Kilka bardzo realistycznych snów i film “Egzorcyzmy Emilii Rose” oglądany późną nocą.
Moment zawału i potem jego dalsze komplikowanie mi życia, był straszny i niewytłumaczalny, nigdy nie myślałem że będę bezsilny i wymagał pomocy drugiej osoby - dźwigałem krawężniki po 100 kg i nagle nic nie mogę zrobić rękoma czy nogami. Przy otwieraniu powiek czułem pot na twarzy i szczypanie w oczach i ból. Widzę że ktoś coś do mnie mówi, a ja nic nie słyszę prócz swego pulsu. Nie wiedziałem gdzie jestem, kątem oka widzę że jestem sam, czemu ? i naszły czarne myśli. Po drodze pojawiła się śmierć kliniczna. I po ok miesiącu udało mi się zgiąć palce, co zauważyła studentka pielęgniarka, stale czułem jej dotyk jak trzymała moją dłoń - ja głupi kombinowałem co to. Okazyjnie odzyskałem mowę i słuch, wyjąkałem niewyrażenie co się stało ?. Dziewczyna płakała i powiedziała - będziesz żył, wygrałeś. Dowiedziałem się że nie jest dobrze, przebadali mnie, łóżko obstawione monitorami, przez tydzień byłem hepi, ino były problemy z chodzeniem. I nastąpił nawrót do początku - bezruch i niemoc, w szumach ledwie słyszę od lekarza do pielęgniarek że to mój koniec, i trzeba przygotować papiery i mnie wysłać na dół, słuch i widzenie zagineło, coś mnie usztywniło na amen. Potem był czarny horror gdzieś tam, i okazyjnie objawiła się tylko podświadomość / bez szczegółów / to już w mieszkaniu u siebie przeleżałem jeszcze w bezruchu dobre 7 miesięcy. Ino że nie było dziewczyny a inna kobieta. Od niej się dowiedziałem że byłem niemówiącym sparaliżowanym warzywem, lepszym niż przed ostatni upierdliwy dziadek. To tak w skrócie o straszeniu.
Paranienormalność ludzie różnie rozumią - trudno to powiedzieć by nie być uznanym za psychola, zrozumieć komuś kto tego nie doświadczył osobiście. 3 razy doświadczyłem stanu który logicznie i świadomie nie można wytłumaczyć a się wydarzyły, przy obecnym stanie postępu wiedzy i techniki temat jest trudny i niewygodny