Rok 1963

Jestem zauroczony…
Miałem wtedy dwa latka i od siebie nic dodać nie mogę…
Dwa filmy…
Dwukrotnie wspaniałe aktorstwo.Dwukrotnie ten rodzaj niepowtarzalnej komedii obyczajowej,pełnej autoironii oraz teatralnych wręcz dialogów.Coś co na swoj sposób,do mistrzostwa doprowadzili Czesi a co nam udawalo sie inaczej,chyba nie mniej doskonale ale…Tak jakby bardziej w strone kina francuskiego…
“Rozwodów nie będzie” wg.Jerzego Stefana Stawińskiego…Z Teresą Tuszyńską,W.Kowalskim,Martą Lipinska,Polą Raksą i Zbigniewem Cybulskim…3 nieco zwariowane nowelki kręcące sie wokół małżeństw.Humor tu raczej refleksyjny,kameralny…W tle troche dawnej Warszawy,drugi plan wypełniony po brzegi naszym gwiazdami kina z lat 60-tych,muzyka Andrzeja Trzaskowskiego,na ówczas,zdecydowanego lidera polskiego jazzu,obok Krzysztofa Komedy…
Ten drugi film podobal mi sie jeszcze bardziej!
“Ich dzień powszedni” wg.Aleksandra Ścibor-Rylskiego.Zofia Kucówna,genialna Pola Raksa[!!!] Aleksandra Śląska,Zbigniew Cybulski,Barbara Krafftówna a w epizodach Franciszek Pieczka,Leon Niemczyk,Barbara Brylska…
Z.Cybulski w jednej ze swych najbardziej wystrzałowych kreacji.Jako lekarz pogotowia ratunkowego,skupiony,poważny,niekwestionowany autorytet wśród personelu…Jako postać w życiu prywatnym,kłótliwy safanduła,bezradny fajtłapa który jak nastolatek miota sie w swym życiu jak w łodzi na wzburzonym morzu…
To własciwie historia kilku omyłek wynikających z neurotycznego usposobienia głównego bohatera.Historia która przeradza sie w uczuciowy trójkąt.W jego nieustannie skłócone małżeństwo [A.Śląska jako żona!!!] wkrada sie ta trzecia.Troche małolata,troche postać “juz” nieco tragiczna jakby wzięta z pozniejszego kina moralnego niepokoju…
Słowem,Pola Raksa…
Powoli dociera do mnie,jak wielką i autentyczną gwiazdą była ta aktorka.Jak silny był jej magnetyzm.W zeszłym tygodniu buntownicza"Beata",dzisiaj Grażyna która troche przypominala bohaterke innego filmu z przed lat.Mam na myśli Niewinnych czarodziejów…
Słowa"Autobiografii" Perfectu,stają przed oczami…
Tak,to w sumie też komedia.Ale taka o krok,o malutki kroczek od dramatu.Uśmiechamy sie bo tak nas prowadzą aktorzy a nie sama historia!Wielka to sztuka która dawno juz zanikła.
Cały ten magiczny trójkąt godzien rodzimego Oscara…I jeszcze jeden film który daje całkiem czytelną odpowiedz,dlaczego nasze ówczesne kino najlepiej bywało rozumiane we Francji.Mimo wkraczającej zdecydowanie nowej fali,tak wiele mieliśmy wspólnego,tak wiele niebanalnych postaci,tak wiele autentycznych gwiazd…
Język kina stanął na wysokości zadania.Sprawial że przepaść dzieląca naszą i ich rzeczywistość,schodziła na plan bardzo daleki.

3 polubienia

Miałem wtedy 12 lat i tych filmów o tym czasie nie widziałem. Dobrych lat kilka później, kolejno w tv udało się obejrzeć. Pierwszy, ale nie pamiętam, który, na początku lat 70.

2 polubienia

Ja wtedy lat nie miałem. :upside_down_face:

2 polubienia

Rozwodów nie będzie,widzialem już chyba 4-5 razy,na przestrzeni lat…I niemal zawsze oglądałem ten film głównie dla nowelki no.2
Natomiast"Ich dzień powszedni",najprawdopodobniej,widzialem po raz pierwszy.Zupelnie nie kojarzę Aleksandry Śląskiej za młodu…A to przecież taka rodzima odmiana Jeanne Moreau.Skojarzenie mialem natychmiastowe ale trudno pozbierać tak nagle filmowe podobieństwa i tytuły…

1 polubienie

Polskie kino przełomu lat 50-60,powiedzmy od 1957 do 1965 które uważam w sumie za najciekawsze,takze najczęściej oglądam dzisiaj jakby mnie wtedy nie było… :wink:
Co to za roznica,miec kilka lat albo …wcale :joy:

2 polubienia

Mając 12 lat, trudno się przejmować było czymś innym , jak filmami z Jean Marais, Gary Cooper, Burt Lancaster, czy Yull Brynner. :stuck_out_tongue:
Garbus, Serce i Szpada, Vera Cruz, Siedmiu Wspaniałych, to było to, a nie jakieś tam nudy dla dorosłych…, w dodatku polskie… :joy:

1 polubienie

Nie no, to jest oczywiste!
Ale to nie ja ukladalem program telewizyjny.A oglądać chciałem!
Ba! MUSIALEM :innocent:
I chyba jedynym twórca którego nie lubiłem jeszcze długo bo nawet w liceum,byl Bergman.Ta pasja przyszła jednak znacznie później.

1 polubienie

Co do polskiego kina, zgadzam się z Tobą. Wydaje mi się, że gdy klisza filmowa była droższa, aktorzy bardziej się starali, by jej nie marnować, dubli wówczas kręciło się niewiele, bo znacząco wpływało to na koszty produkcji. Oczywiście to tylko jeden z wielu czynników i dlugo by tu jeszcze można było o tym rozprawiać.

2 polubienia

Ha,ha…No tak!
Sami aktorzy…Powinienem miec te rozmowe z Zapasiewiczem na temat kształcenia i zmieniających sie wobec niego,postaw…Szkoda bo chyba mam to gdzieś w Poznaniu…
Gorzki wywiad.Ale przeciez wszystko widac na ekranie.Nie postawisz przeciez przy Cybulskim jakiegoś misia z telenoweli…
Tak,tych czynników było mnóstwo.
Teraz jednak powoli ale systematycznie można oglądać coraz częściej,stare filmy po obróbce cyfrowej i jest to najlepsze co tę sztukę mogło spotkać…

1 polubienie

Szkoła aktorska kiedyś i dziś to dosłownie przepaść. Kiedyś mówiło się o warsztacie aktorkim, teraz mamy zamiast warsztatu klitkę ciecia. Jak wielką rolę przywiązywano do samej dykcji nie trudno zauważyć, kiedy obecnie nie rzadko trzeba się zastanawiać, co ktoś mamrocze pod nosem.

2 polubienia

O własnie!O dykcji i jej wartości,byl caly początek tej rozmowy z Zapasiewiczem…
Tak,to coś nie do ogarniecia.
Tym bardziej że…Wezmy takie Opole :upside_down_face: Przecież tam wychodzi bez cienia wątpliwości że u nas aktorzy [owszem,sa wyjątki…] mają sto razy lepszą dykcje i lepiej śpiewają niż zawodowi pieśniarze…No to co sie z nimi dzieje na ekranie??? :thinking:
Paradoks ale bardzo ściśle związany z latami.Nie było bowiem tych dylematow ani w latach 50/60 ani przed wojną…

2 polubienia