Rolling Stones

Mój ojciec podobnie mówił o Budce Suflera, gdy prosiłem go o kupienie mi ich pierwszej płyty. “Co to za śmieszna nazwa, kto to będzie pamiętał za parę lat, kupa śmiechu!”.
Po 20 latach gdy wciąż byli na topie przypomniałem mu ten tekst i zrobiło mu się głupio.

3 polubienia

Trafnie.A ja właśnie z tych samych powodów,wolałem Stonesów.Choć The Beatles wydawali się"pewniejsi"i do 1967 roku,“mięli przewagę”.I to wyrażną!
W 1968 Jimmy Miller przejął Stonesów i album Beggar’s Banquet,wszystko zmienił.Mimo kolejnych arcydzieł Beatles.Po prostu TA muzyka zaczęla mi leżeć bardziej.Bo rozpatrywać,która lepsza,nie sposób

2 polubienia

Zdecydowanie jestem za Rolling Stones w muzycznym starciu z The Beatles. Animalsi? To przyszło po czasie,
A okresie ich najwiekszej populanosci mialam problemy wieku dzieciecego :rofl:

1 polubienie

Tu jest kilka kwestii na raz.
Po pierwsze, The Beatles z 1964-65 to faktycznie był zespół od chwytliwych piosenek o miłości.I do tego z pewnością nie lepszy niż Manfred Mann czy właśnie The Animals.Wszystko zmieniło się wraz z wydaniem albumu Revolver.Ta wybitna płyta w ogóle zmieniła oblicze lat 60-tych a stało się to w czasie gdy Stonesi przechodzili zastój…
Gdyby nie amerykański producent,Jimmy Miller to kto wie czy Stonesi by się w ogóle pozbierali.Do tego jeszcze Brian Jones który powoli"odpływał".
Stonesi z Beatlesami właściwie,nie mieli wiele wspólnego.Łaczyl ich czas i…właściwie niewiele więcej.Siła The Beatles leżała zawsze w kompozycji bo przecież żaden z nich nie był wirtuozem…
Z tego można wyciąć kilka tematów ale…Sorry,nie teraz bo jestem w pracy. :innocent: Do tego mam znowu dyżur z padaczkowym który rano mało się nie zabił na rowerze…To będzie dluuuga noc…Uparł się by przyjść do pracy…

2 polubienia

Jako że nikomu nie spieszno do ciągu dalszego,uwagi natury ogólnej.
W Ameryce odnośnikiem są …bawełniane pola,czarni bluesamani i ich biali odpowiednicy czyli farmerzy,górale z Gór Ozark choćby.Oczywiście odpowiednicy jako twórcy.
Dalej wstecz nie było prawie nic,prócz indiańskiej obrzędowości.Folkloru w którym muzyka nie była najważniejsza.
Kiedy Daniel Lanois,producent bardziej niż muzyk-twórca,stworzył na tej wątłej bazie,album Acadie gdzie tzw. work song są czymś oczywistym ale już namacalne wręcz,odniesienia do rytualnych tańców Indian muszą zaskakiwać,uznałem go za geniusza i trwam w opinii do dzisiaj.
Co innego,Europa…Mamy Bacha,Mozarta,Beethovena,Brahmsa,mistrzów Rosyjskich z odczytywanym tak chętnie Strawińskim na czele…Mamy całe legiony księży-klawesynistów,szefów oper,geniuszy na miarę Vivaldiego czy A.Corellego…Przerywać tę listę,wręcz się nie godzi ale… bardziej chyba chodzi o to by zrozumieć kolosalną,historyczną różnice.
Bo to w Europie jedynie,mógł sie narodzic rock symfoniczny,progresywny podczas gdy w Ameryce prócz tradycyjnego bluesa,mógł a właściwie musiał ,powstać jazz.W takich miejscach jak Nowy Orlean,o czym rewelacyjnie opowiadał w swych wspomnieniach,Louis Armstrong [Moje życie w Nowym Orleanie-PWM] na tle wszelkiej możliwej przestępczości,pojawiła sie muzyka która czyniła świat innym,znośniejszym,stając sie jednocześnie nie tylko sprawą wyrażania emocji ale i pasją,na ówczas,niepodobną do innych.Murzyn mógł nie miec ani butów ani więcej niż jednej koszuli ale jeśli czuł i potrafił to przelewać na język dzwięków,kornet,trąbke czy sklejany ze złomu puzon,wytrzasnął choćby spod ziemi.
Wszelkie zazębianie sie owych kultur,stało sie możliwe dopiero gdy powszechne stało się podróżowanie oraz masowa edukacja,w miejsce podboju np. Dzikiego Zachodu.Chyba niezbyt wiele ryzykuję,stawiając tu w centrum uwagi,osobę George’a Gershwina a w pózniejszych latach,animatorów powojennego nurtu,zwanego “Jazz w filharmonii”
Dzisiaj różnic czasem nie odczuwa sie wcale ale wtedy…Gdy rodził sie rock a wcześniej rock and roll,wyrosły z tradycji amerykańskiej a nie europejskiej,szukanie żródeł,wpływów i tworzenia tzw. crossroads czyli muzyki na styku np. rocka,jazzu i klasyki czy folk,rocka i country,nie miało końca i samo w sobie było fascynujące jak nigdy w historii.

2 polubienia