Obóz wędrowny na trasie Zawoja-Szczawnica…Wyszło prawie 3 tygodnie łażenia…Cudownego łażenia,wtajemniczeń,nocnych spotkań a nawet nieśmialego seksu pod gwiazdami…To wtedy zawiązały sie takie kilkunastoletnie przyjaznie.I były one oparte o muzykę,O przeboje z list czy programu 3.
A więc,Sweet,Slade,Bay City Rollers,Susie Quatro,Bowie,T.Rex…
Dzisiaj bedzie o Slade…
Nosiliśmy wtedy breloczki,przypięte do jeansowych spodni.Obowiązkowo,poszerzanych [Bell bottom,u nas znane jako dzwony…] Breloczki z Slade i Sweet.No i jeszcze niesławny Glitter.A klamry u spodni były niczym pas cnoty,ogromniaste
Aż pojawiły sie ich nagrania,celujące już w top of the pops!
Rok 1973 i choćby właśnie to…Cum On Feel The Noise!
Breloczki,radio…Ale Slade,Status Quo czy T.Rex to już była żelazna liga prywatkowa.
Z czasem zaczęło sie szukanie płyt…
Angole mięli lepiej…Mieli swoje top of the pops w tv i cotygodniowe spotkania z gwiazdami.Takie czasy…Ale może dlatego własnie,my bylibyśmy bardziej dali się za nich “pociąć”
Everyday…Każda,KAŻDA wtedy,prywatka!
A jak było mało…
Kto ma dzisiaj tych 60-65 lat,z pewnością raz czy więcej wył do księżyca…Faaar,far,awaaaay!!!
Aż przyszedł zmierzch.Szkoła już nie ta,inne boisko,inne dziewczyny…Wszystko od nowa?
W pewnym sensie…Choć Slade pozostali jak kumple w pubie…
Czy rzeczywiscie?I tak i nie…
Potrzeba było wstrząsu.I ów nadszedł
Tylko pozniej…w 1984 roku…
I ten Dave Hill który wyglądfał jak woznica Pana Pickwicka…Run,Run Away…
Ktoś u W.Manna w Non Stopie,napisał wtedy:
_Nowa płyta Slade to po prostu porcja rockowego,zdrowego podejścia do muzyki.
I,o ile pamiętam,była to dziewczyna,co w zestawieniu z Slade,nie było aż tak częste