Oglądalem wczoraj dwukrotnie.Ostatnie 30 km na żywo i skrot godzinny wieczorem…Nareszcie!
Michal pojechal jak na mistrza świata przystało.Teraz jednak gdy emocje opadają,przychodzi czas na refleksje.
Dziwie sie bowiem bardzo szefom grupy Ineos Grenadiers.Sa z nimi kazdego dnia,widzą kto ma sily a kto jest gorzej przygotowany.Ba! Oni musieli to wiedziec przed wyscigiem!
Liderem grupy zostal Egan Bernal,zeszloroczny triumfator ktory…w tym roku porusza sie na rowerze jak nieudacznik lub krotko mowiąc,ktoś na ciezkim kacu.Od samego początku,ledwo dotrzymywal tempa pozostalym faworytom,nie prezentujac za grosz jakiejs drapieżności czy wiekszej woli pokonania Roglica.Tym samym absorbowal kolegow z zespolu,Kwiatkowskiego,Carapaza czy Castroviejo zupelnie na prozno.A kiedy okazalo sie ze nie ma szans nawet na"10",zwinął manatki!
Moze on jest kompletnie bez jaj a moze szefowie grupy potraktowali to jako wstyd.Nie wiem.Ale wiem ze w takiej formie jak wczoraj Kwiato i Carapaz mogliby powalczyc o"10" albo nawet o cos wiecej.Tymczasem caly ich wysilek zostal zmarnowany.
Dobrze sie stalo ze wzieli wczoraj sprawy we wlasne rece i pokazali kolarskiemu światu genialną jazde ktorej nikt z konkurentow nie wytrzymał.Pokazali tez odrobine pieknej strony sportu na samej mecie,razem mijajac finisz"w objeciach".
Jak sie walczy o zwyciestwo,w tym roku pokazuje grupa Jumbo-Visna.Primoz Roglic ma do pomocy czterech równorzednych świetnie przygotowanych kolarzy i sam nawet nie musi sie angażować by bezpiecznie dowozic do mety wywalczona tydzien temu przewage.M.A.Lopez,Pogacar czy Porte walczą jak lwy ale…Są sami czyli bez wiekszych szans…Czasem mozna odnieść wrazenie ze szefom niektorych grup wystarcza pokazanie logo sponsora do pelnego zadowolenia…Katastrofy Movistar czy Bora Hansgrohe to nie tylko pech.To takze zle dobrane sklady i brak taktyki obliczonej na zwyciestwo.Wlasciwie mozna opisywac to w nieskończoność.I pol biedy jesli grupa jak nasza CCC [bez Polakow!!! ] startuje by sie pokazac i moze wygrac jakis płaski etap.Ale jesli dotyczy to grup z ambicjami i apetytami na wygraną bądz wysokie miejsce w klasyfikacji?
Dzis nie osiągnie sie niczego bez drugiego a nawet trzeciego ewentualnego lidera.Chocby takiego jak niesamowity Tom Damoulin z Jumbo-Visna.Juz teraz jestem ciekaw czy zmieni sie to podejscie w kolejnych tourach.I czekam na Rafała Majke ktory w TDF nie pojechal choc zajal świetne trzecie miejsce w Tireno Adriatico
Do konca TDF jeszcze 3 etapy i zakladam ze nic sie juz nie zmieni.Ale i tak milo patrzec na takich wojownikow jak Allaphillippe czy wielki talent z Bory,Lennard Kamna.I wreszcie mozna odetchnac z ulga,po wspanialym sukcesie Kwiato!
Serio?
Wypuscilem to na fejsa z ciekawości…Problem polega na tym ze kibice kolarstwa chyba niezbyt czesto siadywali na rowerach.Kiedys znakomicie i bezlitosnie komentowal to Zenon Jaskuła…Potem nieżyjacy juz Paweł Zarzeczny z Przegladu Sportowego.
Efektem tego pojawiaja sie kazdego roku teksty na temat pomagania liderom ale w 99% przypadkow,piszacy na ten temat,nie wiedzą o czym piszą i w dodatku nie obserwują.No na zdrowy rozum…Jak moze kolarz pomagac liderowi skoro przyjezdza na mete prawie pol godziny po nim???
To tak a propos tego niby"grillowania" Michala za minione sezony…Ale zostawmy to bo odzyskal twarz w wielkim stylu!
Przede wszystkim,dziekuje! Tobie za opinie.Pisze teraz chaotycznie bo jestem po nocce
Ja kolarstwem interesuję się tak o tyle o ile. Tym tekstem otworzyłeś mi oczy na wiele dodatkowych aspektów tego sportu. A co do Kwiatkowskiego i jego poprzednich sezonów, to grillowali najwięcej ci, co na rowerze nigdy nie siedzieli. Forma w sporcie wyczynowym to temat rzeka. Byle piwno-kanapowy kibic, wsiadając na rower, może w ciągu miesiąca w wynikach poprawić się o kilkadziesiąt procent i nie zdaje sobie sprawy, że na poziomie wyczynowym poprawa na poziomie 1-2% to może być kwestia nawet kilku sezonów. A taka właśnie minimalna różnica często decyduje o byciu lub niebyciu w formie, o byciu zwycięzcą lub wożenia się w środku stawki.
Tak, to, niestety jest, że najwięcej mają do powiedzenia ci, co najmniej temat znają.
Też z przyjemnością przeczytałem, to co collins tu napisał. Sam cicho siedzę, bo słaby w rowerach jestem.
Nieraz rozbawiają mnie, natomiast opinie na temat walk w ringu, bo też znawców co niemiara jest.
A mecze piłki ręcznej bardzo lubię oglądać w towarzystwie mojej córki. Ona widzi to, czego ja w ogóle nie zauważam i rozwala mi moje mniemanie o znawstwie tej dyscypliny.
To o czym wspominasz to…np. 0.3 sekundy w biegu na 400 m. lub pare cm. w skoku o tyczce.Oczywiscie tylko przyklady bo wiekszość dyscyplin rządzi sie swoimi prawami.Niemniej to prawda ze od pewnego momentu coraz trudniej byc"jeszcze lepszym".Pułap mozliwosci sie wyczerpuje.
Rok temu wlasnie tego sie balem co do Kwiatkowskiego.Poki pomagał Froomowi,robil to tak ze Froome chcial mu oddac liderowanie w grupie!
A rok temu nie byl nawet cieniem siebie,nie walczyl,oddal TDF.A Ineos jest najbogatszy i wielu kibicom kojarzy sie to jednoznacznie.Ja balem sie ze dotknela go choroba Szmydta ktory mając papiery na bycie liderem,nic w zyciu nie wygral w zawodowym peletonie godząc sie na bycie kelnerem.
A juz taki Dariusz Baranowski jeszcze w Benetonie,potrafil to godzić!
Byla wielka roznica bo Kwiato 2-3 lata temu wygrywal prezstiżowe klasyki i zawsze liczyl sie w jezdzie na czas.I nagle to staneło…
O kolarstwie mowi sie w sposob enigmatyczny jakby bylo wiecej do ukrycia niz do pokazania.I z pewnoscia stoja za tym pieniądze.I z pewnoscią nie jest to juz ten sport ktory znamy z…Wyscigu Pokoju Co gorsza,nie sposob znalezć czasem sens w poczynaniach wlascicieli oraz ludzi odpowiedzialnych za wyniki.Takze i w tym roku.Mysle jednak ze kolarz z klasą i przede wszystkim z walecznym sercem znajdzie wyjscie,furtke dla siebie a przynajmniej bedzie walczył.To akurat,od czasow Jaskuły sie nie zmieniło.
W boksie to w ogóle jest chyba najkomiczniej bo do głosu najczesciej dochodzą spece od"wez mu yebnij"
Choc gdybym mial obstawiac szczyty glupoty to te osiagają chyba spece od tenisa.
Obecny sport wyczynowy niestety obraca się wokół coraz większych pieniędzy. Ludzie na ogół sobie nie zdają sprawy, że za sukcesem jednej osoby nie rzadko stoi sztab wielu osób, w przypadku niektórych dyscyplin liczony nawet w setkach medyków, inżynierów, managerów, działaczy, członków, prezesów … i w środku tego wszystkiego jest sportowiec, który musi żyłować wyniki do granic możliwości ludzkiego organizmu, by zarobić na nich wszystkich. Są dyscypliny, w których te kilka procent więcej potrafi zrobić różnicę, ale i takie, gdzie są to jedynie ułamki procenta.
Musi nie musi…Gdyby najpierw na siebie nie zarobił,nie zarabialby na innych
Ale oczywiście od momentu podjecia decyzji-podpisania kontraktu,kończy sie sielanka.
Moja prywatna definicja sportu,odbiega troche od ideii coubertinowskiej.Sport jest tam gdzie jest wola zwyciestwa.I uważam ze póki dzialacz,wlasciciel,menager tej woli nie usunie w cien lub nie zlikwiduje,sport jest w dalszym ciagu po jasnej stronie mocy.