Czy gdybyście pracowali w urzędzie jakimś i jakiś petent przyszedłby do was i w trakcie załatwiania jego spraw, petent zakomunikował by wprost, że ma jakieś myśli samobójcze i zrealizuje je, ( taki spontaniczny wtręt) a potem normalnie by dokończył sprawę swoją urzędową i wyszedł . To coś byście zrobili… znając te dane i jego dane?
Trudno powiedzieć.
Pewnie tak.
Ale ja od lat mieszkam w kraju, gdzie takie sygnaly ignorowane nie sa.
A Hiszpanie latwo wpadaja w histerie czy depresje, nie mowiac o tym, ze choroba dwubiegunowa tez rzadkoscia nie jest.
Na sile Cie w psychiatryku nie zamkna, na odwyku tez nie. Ale przekonywac do leczenia beda.
To znaczy jak wygląda procedura? Lekarz przyjeżdża do takiej osoby pod adres zamieszkania? wywiad robią? i przekonują tylko w formie rozmowy…?
W trakcie załatwiania sprawy wyszlabym (powód zawsze się znajdzie). 112 i NATYCHMIAST karetka!!!
Do urzędu, w cholerę!!! Jeśli ktoś mówi o popełnieniu samobójstwa to nie jest w pelni poczytalny. W razie czego może być policja: wszcząć z człowiekiem awanturę, pobić się i twierdzic, że to on. NIE WIEM. To jest bardzo realne niebezpieczeństwo.
Chciałabyś odpowiadać za czyjąś śmierc?
Roznie to wyglada.
Istnieje cos takiego jak urzad miasta i pracownicy socjalni. Jak sobie czlowiek nie radzi to oprocz pomocy instytucjonalnej sa jeszcze sasiedzi. Lub zyczliwi ludzie. Czasem to wystarczy pogadac, zaprowadzic do lekarza. Ten da odpowiedniego procha, albo zaordynuje leczenie. Czesto psycholog wystarczy. Nie ma jednej recepty.
Powiedziałbym mu - yebnij się w ten głupi łeb tchórzu. Kto się chce zabic ten raczej o tym nie mówi. Mówienie jest wołaniem o pomoc.