Odszedł wielki trębacz, autor m.in. wspaniałej muzyki do filmu Dzieci Sancheza czy Feel So Good.
Odszedł wielki trębacz, autor m.in. wspaniałej muzyki do filmu Dzieci Sancheza czy Feel So Good.
Umknęło mi…
Tak dawno go nie słuchałem…
To już jakiś koszmar!
To z mojej ulubionej płyty artysty…Feel So Good
Historia trochę anegdotyczna…
Oto razu pewnego,poszła po klasie w liceum wieść, że w Bałtyku [nieistniejące już,poznańskie kino…] leci jakiś film z Anthony Quinnem i ponoć kapitalną muzyką!
Dzisiaj mogę dodać że grały tam dwie najsłynniejsze meksykańskie aktorki w historii kina:Dolores Del Rio i Katy Jurado.Wtedy ledwie kojarzyłem twarz Katy z kilku westernów…
O owym autorze muzyki,wówczas nie wiedziałem nic…
Umówiliśmy się dosyć nieszczęśliwie,w domu kolegi z kłopotami szkolnymi…Miał się uczyć a my mieliśmy mu pomagać.Tak sobie uknuł a gdy minie troche czasu,ewakuujemy sie choćby przez okno [to była willa].
Niestety,wojownicza babcia nas nakryła i nasza ewakuacja przerodziła sie w istną Dunkierkę bo każdy oberwał ze szmaty czy ręcznika,o tekstach i decybelach towarzyszących zajściu,nie wspominając…A ja miałem całkowicie przerąbane bo miałem najdłuższe włosy i zawsze byłbym rozpoznany
Koniec końców,zajęliśmy miejsca w kinie i…czekamy.
I nagle,zaraz po jakiejś animacji,bez PKF-u [!!!] jak nie przypierdzieli perkusja!!!
Nogawki od spodni zadrżały mi tak jak w przyszłości już tylko na koncercie Iron Maiden!
Nie tylko my ale w innych miejscach na widowni,ludzie nie wytrzymywali i wstawali…Widok i poczucie wspólnoty,niesamowite…
Film arcydziełem się nie okazał ale dla wielu fanów muzyki najrozmaitszej,Chuck Mangione pozostał"bogiem" na resztę życia!
Tak, tez pamiętam sens w kinie “Stolica” w Warszawie. Charakterystyczne, że gdy leciały końcowe napisy i ta genialna muzyka NIKT nie wstał i nie wyszedł z sali, zanim się nie skończyła!
Dokładnie!
Poza tym filmem,tylko raz w tamtych latach,tego doświadczyłem.Po “Pat Garrett And Billy The Kid”
Coś kostucha chyba orkiestrę chce założyć bo wielu ludzi ze świata muzyki odchodzi
A wczoraj Hulk Hogan.
Wielkiego wymierania ciag dalszy…
Moze nie muzyka, ale szeroko pojeta rozrywka.
Ciekawe z czego oni te krzeselka którymi sie okladali robili?
Sorry, nie moja bajka te amerykanckie reżyserowane wygłupy w ringu
Moja tez nie za bardzo. Ale jak byl wybor oglądać na pierwszej “osiedlowej kablowce” ten cyrk i niemiecka wersje Tutti Frutti?
Jak widać 60+ to czas umierania
Nie strasz…
To bardzo obszerny,dwupłytowy soundtrack..
Pokuszę się o krótką recenzję bo właśnie przesłuchałem po raz “159”
Chuck złamał barierę między jazzem a “resztą muzyki”.Jakoś tak już jest na tym świecie,że jazzmanom przychodzi to może nie najłatwiej ale za to niemal zawsze,z jakimś wyjątkowym skutkiem.Szczególnie gdy rzecz dotyczy muzyki filmowej [Hancock,Komeda,Jerry Fielding]
Gra Mangione,niezwykle dystyngowana,zwraca uwagę jakimś niezwykłym szacunkiem do wykonywanego motywu.Brzmienie jego instrumentu jest wręcz…pieszczotliwe!
Zawsze uważałem że,pomijając kwestie ilustracyjne,muzyka Mangione jest czymś idealnym do przekonywania jakichś wyimaginowanych"niewiernych",do jazzu.Sama jazzem w pełnym tego słowa znaczeniu,często nie będąca…
Brzmienie,aranżacja i ponadczasowa melodyjność…Chuck Mangione udowadnia że jest swego rodzaju poetą.Poetą dzwieku.I że to czy nazwiesz to jazzem czy czymś zupełnie innym,tutaj nie ma większego znaczenia.Poeta bowiem,sam dyktuje swoje warunki.
Tutaj,mający wsparcie w znakomitym gitarzyście,Grancie Geissmanie.Obaj wykreowali jakość która żyje zupełnie dziko i swobodnie,bez obrazu.A nawet kreując go jakby poza teatrem stworzonym przez reżysera.
Bo czyż nie zostajesz po wysluchaniu i obejrzeniu,przesycony czymś więcej niz tylko tym co było na ekranie?
Twój własny,teatr wyobrazni…
Moim zdaniem,rzadka sztuka!
W przypadku tego albumu,w skali od 0 do 5,czysta “5” a chwilami,“5+”
Teraz w szkole mamy szóstki!
Tak,wiem
Ale na studiach już niekoniecznie…
A poza tym,kierowałem się klasyfikacją którejś z amerykańskich gazet.Entertainment weekly?
Nie pamiętam..Tak już mi kiedyś zostało…
Dla porównania…Festive minor i sextet Gerry Mulligana.W składzie zespołu był chyba moj ulubiony trębacz,Art Farmer.I jego gra,akurat w tym przypadku,bardziej mnie pociąga niż niesamowity leader.
Farmer grywał bardzo często w ramach nieco innego stylu,w podobny sposób jak Mangione.To nie jest kwestia nut.Serca raczej…
Tak na marginesie…To jest jakiś szczyt bo jest tu także mój ulubiony jazzowy gitarzysta,Jim Hall.Jak to w jazzie,temat rzeka.