Tego samego dnia co Ozzy odszedł Chuck Mangione... :(

Odszedł wielki trębacz, autor m.in. wspaniałej muzyki do filmu Dzieci Sancheza czy Feel So Good.

3 polubienia

Umknęło mi…
Tak dawno go nie słuchałem…
To już jakiś koszmar!

To z mojej ulubionej płyty artysty…Feel So Good

3 polubienia

Historia trochę anegdotyczna…
Oto razu pewnego,poszła po klasie w liceum wieść, że w Bałtyku [nieistniejące już,poznańskie kino…] leci jakiś film z Anthony Quinnem i ponoć kapitalną muzyką!
Dzisiaj mogę dodać że grały tam dwie najsłynniejsze meksykańskie aktorki w historii kina:Dolores Del Rio i Katy Jurado.Wtedy ledwie kojarzyłem twarz Katy z kilku westernów…
O owym autorze muzyki,wówczas nie wiedziałem nic…
Umówiliśmy się dosyć nieszczęśliwie,w domu kolegi z kłopotami szkolnymi…Miał się uczyć a my mieliśmy mu pomagać.Tak sobie uknuł a gdy minie troche czasu,ewakuujemy sie choćby przez okno [to była willa].
Niestety,wojownicza babcia nas nakryła i nasza ewakuacja przerodziła sie w istną Dunkierkę bo każdy oberwał ze szmaty czy ręcznika,o tekstach i decybelach towarzyszących zajściu,nie wspominając…A ja miałem całkowicie przerąbane bo miałem najdłuższe włosy i zawsze byłbym rozpoznany :roll_eyes:
Koniec końców,zajęliśmy miejsca w kinie i…czekamy.
I nagle,zaraz po jakiejś animacji,bez PKF-u [!!!] jak nie przypierdzieli perkusja!!!
Nogawki od spodni zadrżały mi tak jak w przyszłości już tylko na koncercie Iron Maiden! :innocent:
Nie tylko my ale w innych miejscach na widowni,ludzie nie wytrzymywali i wstawali…Widok i poczucie wspólnoty,niesamowite…
Film arcydziełem się nie okazał ale dla wielu fanów muzyki najrozmaitszej,Chuck Mangione pozostał"bogiem" na resztę życia!

2 polubienia

Tak, tez pamiętam sens w kinie “Stolica” w Warszawie. Charakterystyczne, że gdy leciały końcowe napisy i ta genialna muzyka NIKT nie wstał i nie wyszedł z sali, zanim się nie skończyła! :slight_smile:

3 polubienia

Dokładnie!
Poza tym filmem,tylko raz w tamtych latach,tego doświadczyłem.Po “Pat Garrett And Billy The Kid”

3 polubienia

Coś kostucha chyba orkiestrę chce założyć bo wielu ludzi ze świata muzyki odchodzi
:pleading_face:

1 polubienie

A wczoraj Hulk Hogan.

Wielkiego wymierania ciag dalszy…
Moze nie muzyka, ale szeroko pojeta rozrywka.
Ciekawe z czego oni te krzeselka którymi sie okladali robili?

1 polubienie

Sorry, nie moja bajka te amerykanckie reżyserowane wygłupy w ringu

2 polubienia

Moja tez nie za bardzo. Ale jak byl wybor oglądać na pierwszej “osiedlowej kablowce” ten cyrk i niemiecka wersje Tutti Frutti?

Jak widać 60+ to czas umierania

Nie strasz…

To bardzo obszerny,dwupłytowy soundtrack..
Pokuszę się o krótką recenzję bo właśnie przesłuchałem po raz “159”

Chuck złamał barierę między jazzem a “resztą muzyki”.Jakoś tak już jest na tym świecie,że jazzmanom przychodzi to może nie najłatwiej ale za to niemal zawsze,z jakimś wyjątkowym skutkiem.Szczególnie gdy rzecz dotyczy muzyki filmowej [Hancock,Komeda,Jerry Fielding]
Gra Mangione,niezwykle dystyngowana,zwraca uwagę jakimś niezwykłym szacunkiem do wykonywanego motywu.Brzmienie jego instrumentu jest wręcz…pieszczotliwe!
Zawsze uważałem że,pomijając kwestie ilustracyjne,muzyka Mangione jest czymś idealnym do przekonywania jakichś wyimaginowanych"niewiernych",do jazzu.Sama jazzem w pełnym tego słowa znaczeniu,często nie będąca…
Brzmienie,aranżacja i ponadczasowa melodyjność…Chuck Mangione udowadnia że jest swego rodzaju poetą.Poetą dzwieku.I że to czy nazwiesz to jazzem czy czymś zupełnie innym,tutaj nie ma większego znaczenia.Poeta bowiem,sam dyktuje swoje warunki.
Tutaj,mający wsparcie w znakomitym gitarzyście,Grancie Geissmanie.Obaj wykreowali jakość która żyje zupełnie dziko i swobodnie,bez obrazu.A nawet kreując go jakby poza teatrem stworzonym przez reżysera.
Bo czyż nie zostajesz po wysluchaniu i obejrzeniu,przesycony czymś więcej niz tylko tym co było na ekranie?
Twój własny,teatr wyobrazni…
Moim zdaniem,rzadka sztuka!
W przypadku tego albumu,w skali od 0 do 5,czysta “5” a chwilami,“5+”

2 polubienia

Teraz w szkole mamy szóstki!

1 polubienie

Tak,wiem :grinning_face:
Ale na studiach już niekoniecznie…
A poza tym,kierowałem się klasyfikacją którejś z amerykańskich gazet.Entertainment weekly? :innocent:
Nie pamiętam..Tak już mi kiedyś zostało…

1 polubienie

Dla porównania…Festive minor i sextet Gerry Mulligana.W składzie zespołu był chyba moj ulubiony trębacz,Art Farmer.I jego gra,akurat w tym przypadku,bardziej mnie pociąga niż niesamowity leader.
Farmer grywał bardzo często w ramach nieco innego stylu,w podobny sposób jak Mangione.To nie jest kwestia nut.Serca raczej…
Tak na marginesie…To jest jakiś szczyt bo jest tu także mój ulubiony jazzowy gitarzysta,Jim Hall.Jak to w jazzie,temat rzeka. :innocent:

2 polubienia