The Piano...Na noc i nie tylko

Jeden z najbardziej przejmujących i,jakby,mało realnych,filmów…Lata 90-te…Obyło sie bez komórek
Jane Campion pokazala nie tylko świat ale i kobietę.Kobietę silną,piękną,niby upartą ale przeciez nie wyzbytą swych umiłowań…
Niezwykła,filmowa próba!
Proba która nie rezygnuje z atrybutów filmu…Czy 30 lat temu,inaczej patrzyłes na ten film?
Takie pytanie sobie zadalem…
Odpowiedz?
-Nie…Moze jedynie muzyka mniej mnie uderzała…Wtedy nie byłem na to przygotowany…

1 polubienie

Każdy z nas “swoj fortepian” przez dżunglę życia wlecze.
A muzyka? Jej odbiór u mnie zależy od nastroju. Chyba mniej od uplywu czasu.

1 polubienie

U mnie chyba odwrotnie.
Podziwiam M.Nymana,jego pozornie zimną muzykę,cudowną wręcz,orkiestrację…
A życiowy wysiłek łatwiej mi chyba opić niż opowiedzieć.Grunt że się jakoś toczy!
Mój fortepian? :thinking:
No przynajmniej to fortepian a nie jak u tego durnia Syzyfa :wink:

2 polubienia

@collins02 To jeden z moich ulubionych filmów. Obejrzany już jakieś 5 razy wciąż z tym samym przejęciem…

1 polubienie

Niestety, ale na tym łez padole zbyt wiele fortepianów sięgnęło i nadal sięga bruku.

1 polubienie

Punkt dla Ciebie.Ja "tylko"3 razy :innocent:
Ale za to kiedyś,w ciągu 2 tygodni…
Pamietam ze w polowei lat 90-tych,byłem zmęczony kinem.Przepadly konfontacje filmowe,ubyło wielkie święto…
Film Jane Campion przywracał wiarę a nawet podnosił poprzeczkę.Pamiętam barmana z mojej ulubionej knajpy…Najchętniej nie wychodziłby z kina…Co tydzien,przynajmniej raz,opowiadał ze znowu był w Apollo i że znowu sie zachwycił…
Taka magia. :innocent:

Zapomniałem ze był ten temat…
W niedziele obejrzałem raz jeszcze…

1 polubienie